Na pierwszy rzut oka Grand Prix Singapuru to wyścig taki, jak inne. No ok, tor miejski wprowadza nieco inne warunki ścigania, natomiast na pierwszy rzut oka rywalizacja w dalekiej Azji nie wydaje się niczym trudniejszym, niż np. uliczne wyścigi w Monako, czy Azerbejdżanie. Nic bardziej mylnego.
Ze względu na wysokie temperatury i jeszcze wyższy poziom wilgotności Grand Prix Singapuru jest prawdopodobnie najtrudniejszym wyścigiem sezonu. Polscy komentatorzy królowej motorsportu zauważyli nawet, że po kwalifikacjach na obliczu Lewisa Hamiltona widoczne były liczne krople potu – to w przypadku niesamowicie przygotowanego fizycznie Brytyjczyka jest rzadkością.
Po wyścigu Robert Kubica stwierdził, że meta tego wyścigu jest prawdopodobnie jednym z największych osiągnięć w jego karierze. Polak zdradził także detale, które sprawiają, że samo ukończenie dystansu 61 okrążeń rzeczywiście możemy uznawać za spory sukces.
Robert Kubica: – Sam wynik nie jest dobry i tego się spodziewaliśmy. Moje personalne cele jednak wykonałem i uważam, że to był spory wyczyn. W niedzielę, tydzień przed wyścigiem doznałem lekkiej kontuzji po upadku. Podejrzewałem, że ból barku będzie mocno utrudniał mi rywalizację i nie byłem pewien, czy dam radę przejechać pełen dystans wyścigu na tak wymagającym torze. Biorąc pod uwagę to, gdzie byłem dwa, czy trzy lata temu, metę tego wyścigu uważam za jedno z moich największych osiągnięć w całej karierze. Oczywiście jest to tylko taki wewnętrzny sukces, bo jeśli chodzi o rezultat, to nie wyglądało to najlepiej.
Biorąc pod uwagę kontuzję, sama meta tak wymagającego, najtrudniejszego wyścigu sezonu rzeczywiście może być uznawana jako sukces. A co przyniesie przyszłość? O tym przekonamy się już w nadchodzący weekend podczas Grand Prix Rosji.