Sam pisząc zapowiedź rajdu zwracałem uwagę na to, jak niezwykle cenne jest doświadczenie w nowych wurcach. No bo przecież widzieliśmy tego przykłady już w Monte Carlo i Szwecji. Na inaugurację sezonu jedną z Fiest WRC podróżował Bryan Bouffier. Francuz w ubiegłych latach potrafił tę imprezę wygrywać, często znajdował się na podium, a w erze nowych wurców nie miał absolutnie żadnego podejścia do reszty. W Szwecji to samo widzieliśmy w przypadku Henninga Solberga. Obaj panowie podkreślali, że nie ma szans na rywalizację z tymi, którzy cały czas siedzą w tych samochodach, że w tym momencie po prostu strasznie brakuje obycia w tej konstrukcji.
No ale przecież Bryan Bouffier, czy Henning Solberg, to nie Sebastien Loeb. Loeb jest tylko jeden, to król rajdów, niepodważalny. Francuz jakimś cudem po kilku sesjach testowych jest w stanie rozstawiać po kątach młodych i gniewnych. Wszystko to jakby na złość Daniemu Sordo. Hiszpan jedzie właśnie swój najlepszy rajd w kilku ostatnich latach i kiedy ma w końcu realną szansę na drugie zwycięstwo w karierze, to akurat znowu pojawia się Sebastien Loeb. Sordo w jednym z wywiadów na mecie powiedział: – Jedzie się nam bardzo dobrze, wiedziałem, że będę szybki, bo było tak już w ubiegłym roku. Ale jest Loeb… kur*a mać, co za człowiek! Oczywiście nie było w tym żadnej złośliwości, a w głosie, uśmiechu i zachowaniu Daniego widać było niesamowity szacunek do swojego byłego kolegi z Citroena.
Ale przecież sam Sebastien jest zaskoczony takim obrotem spraw. Przed rozpoczęciem rajdu kierowca zaznaczał, że tak naprawdę nie ma żadnego punktu odniesienia i nie wie w jakich okolicach będzie się plasował, ale z całą pewnością nie podejrzewał, że będzie w stanie wygrywać oesy i być w walce o zwycięstwo. Te wszystkie lata rozbratu z mistrzostwami świata… tak jakby tego nie było, tak jakby on jeździł bez przerwy. Nagle przyszedł, wsiadł w samochód i pokazał niesamowity kunszt. Tego dokonać mógł tylko jeden człowiek, tylko ten jeden kierowca, bóg rajdów – Sebastien Loeb. Do zakończenia rajdu jeszcze sporo kilometrów, jednak już teraz Francuz jest moim… i chyba nie tylko moim bohaterem. On wyłamał się z wszelkich logicznych standardów i barier i pokazał, że król jest tylko jeden!
Tagi: WRC, Rajd Meksyku