Podczas sobotniego etapu Rajdu Dakar doszło do nieprzyjemnego zdarzenia, o którym więcej pisaliśmy w materiale „Sainz ukarany za spowodowanie wypadku„. Na aktualnych liderów w klasyfikacji samochodów została nałożona dziesięciominutowa kara za nieudzielenie pomocy kierowcy quada, Keesowi Koolenowi. Sprawa potoczyła się jeszcze dalej i Holender po złożeniu oficjalnego pisma do organizatorów tegorocznej imprezy, której partnerem strategicznym jest firma Motul, zagroził nawet sfinalizowaniem całego zamieszania w sądzie.
Ósmy kierowca klasyfikacji generalnej w stawce quadów uważa, że Sainz go potrącił z czym Hiszpan absolutnie się nie zgadza – Jestem biznesmenem i mam dostęp do wielu dobrych prawników, może nawet najlepszych na świecie. Jeśli organizatorzy nie podejmą zdecydowanych kroków i nie zaostrzą kary, jestem skłonny po powrocie do domu wnieść pozew o przestępstwo. Mam szczęście, że przeżyłem to zajście. Jechałem może 20 km/h a Carlos o 100, 130, a może 150 więcej. Hiszpan powiedział, że mnie nie uderzył, ale na moim quadzie są wyraźne ślady zajścia – komentuje poirytowany Kees Koolen.
Holender nie ustaje w swoich groźbach i wydaje się bardzo zdeterminowany do walki o jego zdaniem sprawiedliwy werdykt organizatorów – Myślę, że dla Peugeota i Carlosa byłoby łatwiej gdybym wówczas umarł. W takiej sytuacji nie mógłbym zabrać głosu, a teraz mogę. Przecież mogłem pożegnać się z życiem, a Sainz nawet nie zareagował. Świadomie podjął spore ryzyko. Co więcej, nawet nikt z organizatorów nie przyszedł zapytać mnie jak się czuję. Chcę tę sprawę potraktować jako przykład dla innych. Na trasie trzeba sobie pomagać – dodał Koolen.
Carlos Sainz ze spokojem podchodzi do całego zamieszania – Jestem rozczarowany karą, którą otrzymałem. Zapewniam, że do żadnego kontaktu nie doszło. Bardzo mi przykro z powodu Koolena, który bardzo się wystraszył całym zajściem, gdyż faktycznie byliśmy blisko. Uważam jednak, że uratowałem całą sytuację na trasie. Oczywiście w przypadku kontaktu natychmiast zdecydowałbym się udzielić pomocy, ale do niczego nie doszło – zakończył Sainz.
Wydaje się, że bardzo trudno będzie udowodnić Koolenowi przed sądem, że Sainz faktycznie zawinił. Rozdmuchiwanie zajścia sportowego do tego afery tych rozmiarów również wydaje się delikatną przesadą. Idąc tym tropem należałoby się bowiem zastanowić, czy pilot rajdowy nie miałby prawa pozywać kierowcy po każdym wypadku na odcinku specjalnym? Albo czy ów kierowca mógłby zgłosić się do sądu z roszczeniami skierowany przeciwko właścicielowi drogi?
Wiele podobnych sytuacji wynika z charakteru konkretnej imprezy, do której uczestnicy zgłaszają się dobrowolnie. Sprawy tego typu powinny zostać załatwiane na miejscu przez organizatorów, którzy dysponują stosownymi i znanymi dużo wcześniej regulaminami. I chociaż nie wiadomo ostatecznie jak wyglądało całe zajście, to determinacja Koolena wydaje się lekko przesadzona.
Tagi: Dakar 2018, MotulEpicStory, OriginalByMotul, Rajd Dakar, ThisIsDakar