Bawarska marka zaprezentowała we Frankfurcie koncept modelu, który ma zastąpić BMW serii 4. Koncept ma być w około 85 procentach gotowy do produkcji. Można by pewnie o nim mówić dużo, ale na usta cisną się tylko komentarze dotyczące podwójnej nerki, czyli masywnego grilla, który „zdobi” przód tego samochodu.
Projektanci tłumaczyli, że chcieli w ten sposób nawiązać do modelu 3.0 CSI, ale dla mnie po prostu wpisali się w absurdalną modę na olbrzymie grille, która powinna zakończyć się jak najszybciej.
Zbyt abstrakcyjne dla konserwatywnych Niemców
Podczas tegorocznego Salonu Samochodowego we Frankfurcie, głos w sprawie kontrowersyjnej podwójnej nerki Concept 4 zabrał szef designu BMW Domagoj Dukec. Stwierdził, że pomysł wziął się stąd, że BMW musi być bardziej odważne.
– W Chinach, na Bliskim Wschodzie i w Stanach Zjednoczonych klienci kupiliby jeszcze więcej naszych samochodów, gdybyśmy byli odważniejsi – powiedział przedstawiciel BMW. – Rynek w USA jest tak silny, że możemy sprzedać wszystko. Musimy tylko dać im najgorętsze produkty.
Dodał jednocześnie, że BMW zdaje sobie sprawę, że Niemcy preferują bardziej tradycyjny styl i model ten nie przypadnie im do gustu, ale 60-70 proc. samochodów bawarskiego producenta sprzedaje się poza Europą, więc… sami rozumiecie.
Kiedy grille wyrwały się spod kontroli projektantów?
Modę na rosnące grille zaobserwowałem w okolicach początku lat 2000. Wcześniej samochodom wystarczała mała, niemal żałosna według dzisiejszych standardów kratka, która ledwo była w stanie pomieścić znaczek producenta.
Później samochody najwyraźniej zaczęły potrzebować dodatkowego chłodzenia, bo przednie maskownice zaczęły rosnąc w zastraszającym tempie. Wirus rozprzestrzenił się do tego stopnia, że zaczęły pojawiać się takie cudactwa jak Toyota Avalon, w której 90 proc. grilla nie pełni absolutnie żadnej praktycznej funkcji…
Albo nowe BMW X7, które również zwróciło na siebie uwagę właśnie ze względu na gigantyczne nerki, które – swoją drogą – również nie przypadły do gustu wielu kierowcom.
Dziwne, że ten wyścig zbrojeń na wielkość grilla jeszcze trwa
Przecież wszyscy wiemy, że przyszłością motoryzacji są samochody elektryczne – czy nam się to podoba, czy nie. A elektryki nie potrzebują przednich maskownic, co widać chociażby na przykładzie samochodów Elona Muska.
Tesla wytyczyła nie tylko nowy kierunek dla napędów samochodowych, ale też dla ich wyglądu. Podobną drogą poszedł ostatnio np. Volkswagen z serią ID.
Gładki przód oznacza dzisiaj nowoczesność. Przynajmniej w teorii, bo przykłady BMW czy Toyoty pokazują, że absurdalnie duże grille wciąż mają się dobrze, a może nawet lepiej niż kiedykolwiek.
BMW miałoby zresztą problem żeby zrezygnować z grilla, bo przecież charakterystyczne nerki to ich znaczek firmowy. Bez nich po prostu nie byłoby BMW. Dlatego era elektromobilności powinna szczególnie niepokoić bawarskiego producenta, który zdaje się być skazany na grille – nawet, jeśli kompletnie stracą swoją funkcjonalność i wyjdą z obiegu na zawsze. Chyba, że BMW zaproponuje wtedy coś takiego:
Kierowcy elektryków powodują więcej wypadków. Czekamy, aż UE nałoży na nie blokadę prędkości