Łukasz Habaj: – Traktuję ten rajd jako średnio udany. Podczas tej imprezy korzystałem z nowego zawieszenia. Niestety, podczas testów nie udało się nam wypracować odpowiednich nastawów i pierwszą pętlę poświęciłem na odpowiednie ustawienie samochodu. Mieliśmy kilka przygód, raz zdarzył mi się false start, później wyprzedzania, raz Grzegorza Grzyba, a na ostatniej pętli Josha Moffeta. Wiązało się to z jazdą w kurzu, gdzie też traciliśmy trochę czasu. Do tego dochodzi kilka błędów, które kosztowały nas razem około 40 sekund.
Pierwszy dzień rajdu był generalnie dosyć średni dla nas. Już podczas drugiego etapu czułem się zdecydowanie lepiej. Potrafiliśmy wypracować tempo lepsze, niż na ubiegłorocznej edycji; kilka prób było identycznych, więc porównywaliśmy poszczególne czasy. W tym roku była za to zdecydowanie większa konkurencja, to wiedzieliśmy już od samego początku sezonu. Kolejny rajd kończę na mecie, wydaje mi się, że doszedłem do dyspozycji, którą prezentowałem przed wypadkiem na Rajdzie Wysp Kanaryjskich. Straciłem wtedy dużo pewności siebie, teraz wszystko wraca do normy.
Barum to niesamowicie trudny rajd. Cieszę się, że bez większych przygód udało mi się dojechać do mety. Plan na resztę sezonu pozostaje taki sam: dokończę kampanię mistrzostw Europy, następnie wezmę udział w Rajdzie Śląska oraz w Rallye du Var.