O co chodzi w słynnej metodzie ,,na Niemca”? Zazwyczaj handlarz wyrusza ,,na łowy” za granicę, najczęściej destynacją są właśnie Niemcy. Tak też, po znalezieniu odpowiedniego samochodu dochodzi do jego zakupu, po czym handlarz dostaje od sprzedającego fakturę podpisaną na siebie.
Po powrocie do kraju, omijając oczywiście proces rejestracji handlarz postanawia sprzedać samochód, aby uniknąć płacenia podatku. Wszelkie informacje w umowie są naturalnie sfałszowane, a sprzedawcą jest pan ,,Niemiec”. Na papierze widzimy, że transakcja została zawarta poza granicami kraju a wszystkie podpisy są nieprawdziwe.
Wielu kupujących zgadza się na takie oszustwa, bo przez to oszczędzają nawet kilkaset złotych akcyzy na zaniżonej wartości pojazdu oraz sprawnie omijają 2% podatku od czynności cywilnoprawnych.
Czy wszystko jednak wygląda tak pięknie? Nie do końca. Kupując samochód na takiej zasadzie pozbawiamy się uprawnień dotyczących rękojmi z powodu wad samochodu. Z tego prawa możemy korzystać wtedy, kiedy roszczenia kierujemy bezpośrednio do sprzedawcy. W tym przypadku będzie nim nieistniejący ,,Niemiec”.
Kolejnym istotnym elementem układanki jest fakt, że samochód u handlarza przeleżeć może nawet kilkanaście miesięcy a według prawa za taki rodzaj kupna należy uiścić opłatę podatku akcyzowego do 30 dni. Oznacza to, że kiedy kupujemy taki samochód, a termin jest już przekroczony, chcąc zapłacić podatek po terminie, za tego, kto pierwotnie powinien to zrobić, czyli za handlarza – popełniamy przestępstwo karnoskarbowe, za które grozi kara w wysokości nawet 30 tysięcy zł.
Naturalnie, podpisując umowę na której są nieprawdziwe dane, osoby i podpisy łamiemy prawo. Za takie działania grozi od 3 miesięcy do 5 lat pozbawienia wolności. Wypada się zatem zastanowić, czy działanie mające na celu zaoszczędzenie kilkuset złotych warte jest podejmowania tak wielkiego ryzyka.