Efektem świętowania z pompą jest powstanie modelu Centenario – jedno z najbardziej śmiałych i mocnych aut w historii marki. W oczy od razu rzucają się monstrualnej wielkości tylny dyfuzor, czy też zwieńczający przedni zderzak splitter zawieszony zaledwie kilka centymetrów nad asfaltem.
Choć bazą pod prac nad Centenario stał się Aventador, to jednak ciężko doszukać się podobieństw. Oprócz wspomnianych wcześniej rzucających się w oczy elementów warto wspomnieć o całkowicie przeprojektowanych elementach nadwozia oraz zupełnie innych lampach, co nie przywodzi na myśl cięcia kosztów jak to ma miejsce w Ferrari, które przednie światła z modelu 458 montuje już praktycznie w każdym swoim samochodzie.
Podobnie robi się pod maską, gdyż Lambo wykorzystało dobrze znaną sobie V12, która została jednak ulepszona i w tym przypadku rozwija zawrotne 760 koni mechanicznych. Dzięki temu kierowca rozpędzi się do setki w 2,7 sekundy, a licznik prędkościomierza zatrzyma na około 350 kilometrach na godzinę.
Co ciekawe uczczenie pamięci szefa – Ferruccio Lamborghiniego – nie jest tylko marketingową wydmuszką. Włosi zamierzają wprowadzić samochód na rynek budując 20 aut w wersji z dachem i kolejnych 20 już bez niego. Plotki mówią, że cena ma przekroczyć ponad 2 miliony dolarów.