– Jesteśmy sportowcami, nie poddajemy się. Walczymy do końca. Dziś wyprzedziliśmy na trasie 55 samochodów. Startując z 99 pozycji ukończyliśmy etap na 29 miejscu. Udało nam się dobrze przejechać odcinek i sporo odrobić – powiedział Marek Dąbrowski.
– Mieliśmy 100 km bardzo zalanych tras, a np. Kuba Przygoński, który jechał przed nami, uniknął deszczu. Etap uważam za udany. Byliśmy dziś na 29 pozycji, ale jutro będziemy chcieli ją poprawić. Przed nami są zawodnicy, którzy reprezentują słabszy poziom od naszego, ale nie chcą nas przepuszczać i musimy się przebijać do przodu – dodał Jacek Czachor, kapitan ORLEN Team, pilot Marka Dąbrowskiego.
Wczorajszy etap wiódł bardzo wysoko, powyżej 4500 m n.p.m. Rajdowcy zameldowali się w Boliwii.
– Boliwia przywitała nas deszczem, gradem i śniegiem. W dodatku jesteśmy bardzo wysoko, co jest mocno odczuwalne – wszyscy są jakby spowolnieni. Samochód też trochę wolniej jedzie. Najważniejsze jednak, że dobrze nam się jechało, zachowaliśmy dobre, równe tempo. Bardzo uważałem na kamienie, bo widziałem wielu zawodników, którzy łapali kapcie. Jedziemy coraz szybciej, a ja coraz pewniej czuję się w samochodzie – powiedział Kuba Przygoński, najszybszy z Polaków. Wczorajszy etap zakończył na 14 miejscu i tę samą pozycję zajmuje w klasyfikacji generalnej.
– Zaczęły się prawdziwie dakarowe, ciężkie odcinki, więc pojawia się coraz więcej problemów technicznych, ale trzeba je likwidować. Dziś mieliśmy duże kłopoty ze sprzęgłem, przez co praktycznie go nie używałem. Na szczęście poważniejsze awarie nas omijają. Mam nadzieję, że pozostałych Polaków również już nie będą dotykać i teraz będziemy mieli z górki – dodał Kuba. Kilka pozycji za nim jest Adam Małysz – dziś 26., a w generalce dwudziesty. Na piątym etapie Dakaru musiał zmagać się z chorobą wysokościową.
– Po dobrym rozpoczęciu odcinka niestety złapaliśmy kapcia. A po wymianie koła dopadła mnie choroba wysokościowa. Większość dzisiejszego OS-u jechaliśmy powyżej 4000 m n.p.m. Potworny ból głowy nie pozwolił mi rywalizować na całego. Ale nie tracę optymizmu. Jutro wracamy do walki – powiedział Adam Małysz.
Dobre tempo trzyma także Kuba Piątek, dziś 34., z siedemnastoma minutami straty do lidera. Jednak on również narzekał na kłopoty na trasie.
– Nie mogłem jechać na sto procent, bo miałem usterkę motocykla. Wyciekł olej z teleskopów, przez co były one niesprawne, a w dodatku olej kapał na tarczę i zacisk hamulca, który momentami w ogóle nie działał. Takie usterki są nieuniknione, bo zrobiliśmy już ponad 3500 km, które muszą dawać się pojazdom we znaki. W dodatku jesteśmy po etapie maratońskim, więc przejechaliśmy bez serwisu 1200 km, a olej powinniśmy zmieniać po sześciuset – powiedział Kuba Piątek.
Usterki dotykają nie tylko zawodników, a w każdym razie – nie tylko bezpośrednio ich.
– Nasz camper miał awarię i jeszcze nie dojechał na biwak. Mam w nim wszystkie swoje rzeczy, w tym ubrania, więc czekam na biwaku w rajdowych ciuchach. Nie mam się gdzie przespać, może znajdę jakiś namiot. Ale obym miał tylko takie problemy – śmieje się Kuba Piątek.
Wczorajszy odcinek również został skrócony, co staje się tradycją tegorocznego Dakaru. Tym razem jednak przyczyną nie była pogoda, a kibice.
– W Boliwii jest mnóstwo kibiców. Dziś dosłownie rozlali się po pustyni, wszędzie byli ludzie, samochody. Organizator nie był w stanie nad nimi zapanować, dlatego skrócił odcinek o 5 km – powiedział Kuba Przygoński.
Dziś zawodnicy na pewno nie mogą liczyć na taryfę ulgową. Przed nimi najdłuższy odcinek tegorocznego Dakaru, liczący 542 km (cala trasa razem z dojazdówkami: 723 km). Również będzie wysoko, między 3500 a 4200 m n.p.m. Zawodnicy mogą się spodziewać dużej ilości piasku i licznych kamieni.
– Będziemy jechali wokół wyschniętego słonego jeziora, przez które przejeżdżaliśmy rok temu. To będzie szybki odcinek. Liczę na dobrą pogodę – powiedział Kuba Przygoński.