Niewidoczne fotoradary w nieznanych miejscach
Polacy bardzo często narzekają. Nie trzeba tu nawet precyzować na co dokładnie – po prostu, lubimy narzekać. Ostatnie tygodnie są tego znakomitym przykładem. Kiedy w grudniu nie było śniegu, wszyscy narzekali, że to nie jest prawdziwa zima. Teraz, kiedy śnieg spadł, ludzie narzekają na to, że na drogach jest ślisko i trzeba odśnieżać. Jest ciepło – źle. Zimno – jeszcze gorzej. Narzekamy też niemal na wszystkie przepisy ruchu drogowego. Nic nam w nich nie pasuje i wszystko chcielibyśmy rozwiązać inaczej. Przy czym, umówmy się – akurat my nie mamy na co narzekać.
Wysokie mandaty? Myślę, że twierdzą tak tylko ci, którzy nie znają podobnych taryfikatorów w innych europejskich krajach. Fotoradary i odcinkowe pomiary prędkości? To jest dopiero historia! Umówmy się, takich urządzeń na polskich drogach nie ma zbyt wiele. Często pokonuję pewien ponad 120-kilometrowy odcinek. Po drodze jadę drogą wojewódzką, ekspresową oraz przez miasto. Na całym tym odcinku są dwa fotoradary. Zdarza się, że jadąc w innym kierunku mogę pokonać 100, czy 200 kilometrów i takich urządzeń nie ma w ogóle. A jeśli już są… to są znakomicie oznakowane i widoczne. I ktoś jeszcze na to narzeka?
Może być gorzej. Naprawdę…
Weźmy pod uwagę chociażby system, który obowiązuje w Arabii Saudyjskiej. Fotoradary mogą się tam pojawić dosłownie wszędzie. I nie chodzi mi tutaj o to, że pojawiają się na każdym rodzaju dróg. Te urządzenia nie są tam w żaden sposób oznakowane. Znak może poinformować, że na danej drodze może znajdować się fotoradar. Ale nikt nie wie, w którym miejscu. Trudno go też zauważyć, bo są one wykonane i rozmieszczone w taki sposób, żeby właśnie były niewidoczne. A do tego dochodzą jeszcze fotoradary mobilne, które każdego dnia mogą być ustawione w zupełnie innym miejscu.
Do czego to doprowadziło? A no do tego, że poruszając się po tamtejszych drogach raczej należy pilnować prędkości. Nie warto ryzykować, skoro nie mamy pojęcia, gdzie może być fotoradar. I bynajmniej nie wygląda to tak, że na odcinku 100 kilometrów znajduje się jedno takie urządzenie. Może zdarzyć się tak, że jest jedno po drugim w odstępie… 100 metrów. W skrócie – fotoradary są wszędzie. Nie są ani oznakowane, ani dobrze widoczne. To sprawia, że rozwiązanie jest tylko jedno – jeździć zgodnie z przepisami. Zwracają na to uwagę ludzie, którzy są obecnie w Arabii Saudyjskiej w związku z odbywającym się tam Rajdem Dakar.
Co na to Polacy?
Myślę, że próba wprowadzenia takiego systemu w Polsce przyniosłaby potężny sprzeciw społeczeństwa. Na takie zmiany raczej się u nas nie zanosi. Przynajmniej na razie. Zaostrzanie przepisów raczej nie pójdzie tymi torami. Natomiast warto się w tym wszystkim zastanowić, czy na pewno mamy na co narzekać? Bo moim zdaniem, porównując to, z czym kierowcy mają do czynienia w innych krajach, również europejskich, powinniśmy się cieszyć z tego, jak łagodne są u nas przepisy.
Zdjęcie główne: Peggy und Marco Lachmann-Anke z Pixabay