Szybkie „używki” z Niemiec są dziś wyjątkowo atrakcyjne
Zazwyczaj jeśli myślimy o superszybkich samochodach z Niemiec, wymieniamy Porsche 911, BMW M3, albo różnego rodzaju Mercedesy Black Series. Ale sportowe coupé to samochód, który nie jest dla każdego. W przeciwieństwie do uber kombi, takiego jak Audi RS4 generacji B5. I choć samochód był konkurentem dla M3, przepis na jego stworzenie był zupełnie inny.
Pierwsza generacja modelu RS4 różni się praktycznie w każdym względzie od BMW M3. Ci drudzy postawili wyłącznie na coupé lub kabrioleta, podczas gdy Audi produkowało ten samochód wyłącznie w nadwoziu kombi. BMW wierzyło w wolnossący rzędowy sześciocylindrowy silnik, podczas gdy w Audi wybrali widelec z podwójnym turbodoładowaniem. BMW stawiało na napęd na tylną oś, a ci drudzy od samego początku wierzyli w napęd quattro.
W efekcie i jedni i drudzy zbudowali super szybkie samochody, które na pierwszy rzut oka nie były tak masywne, tak agresywne jak ich dzisiejsi następcy. To stwierdzenie było tym bardziej prawdziwe dla samochodu Audi, które nawiązywało nieco do oryginalnego, kultowego już dziś RS2.
Ogromna moc Audi i liczby, które robią wrażenie do dziś
Masa własna RS4 wynosiła 1620 kilogramów, co było dość sporą liczbą jak na tamte czasy. Mimo to, kombi oferowało dynamikę supersamochodów swoich czasów. Pod maską znajdował się fabryczny silnik 2.7 V6 znany z modelu S4, który został jednak gruntownie zmodyfikowany przez Coswortha. W rezultacie uzyskano moc 381 koni mechanicznych i moment obrotowy 440 Nm.
Samochód rozpędzał się od 0 do 100 km/h w 4,9 sekundy. Dwukrotność tej liczby osiągał dokładnie w 17 sekund. Samochód miał ograniczenie prędkości do 250 km/h, ale bez niego 3-ka z przodu byłaby w zasięgu ręki. Wszystko to z napędem na cztery koła, manualną skrzynią biegów i 1250 litrami przestrzeni w bagażniku.
Nawet w tamtych czasach samochód nie był specjalnie tani – kosztował ponad 100 000 marek niemieckich. Podczas krótkiego okresu produkcji od 2000 do 2001 roku kupiło go zaledwie 6030 klientów na całym świecie. Dziś to więc ceniony rarytas, a znalezienie auta w takim stanie jak tnę konkretny egzemplarz graniczy z cudem.
Auto ze zdjęć zostało zarejestrowane w sierpniu 2001 roku, a więc jest jednym z ostatnich egzemplarzy, jakie wyjechały z fabryki. Już samo to jest dość interesujące. Ale jeszcze ciekawszy jest jego przebieg – zaledwie 37 309 kilometrów w ciągu 23 lat. To nawet nie 2000 km rocznie. To auto wygląda (i praktycznie jest) jak nowe. Samochód można nabyć u niemieckiego dealera za kwotę 78 000 euro, czyli prawie 340 000 złotych.