Jarosław Szeja: „Wszędzie zaczynamy od zera”
WRC: Jakie to uczucie, wygrać pierwszy rajd w klasyfikacji generalnej RSMP?
Jarosław Szeja: Niesamowite. Czekaliśmy na to naprawdę długo, ale w końcu to mamy. W ostatnich miesiącach wykonaliśmy mnóstwo ciężkiej pracy. Zmieniliśmy samochód i zespół i to przynosi teraz efekty. Teraz emocje już trochę opadły, natomiast na mecie Power Stage’a w Makowie Podhalańskim trudno było powstrzymać łzy. Szczególnie po sytuacji z ubiegłego roku. Już wtedy byliśmy blisko, ale wiadomo, jak to się skończyło. Mieliśmy do wyrównania rachunki z Rajdem Małopolski. Odrobiliśmy lekcję i wzięliśmy swój rewanż.
Proces nauki nowego auta przebiega zatem bardzo szybko?
Przebiega naturalnym tempem, natomiast to wciąż bardzo trudne zadanie. Każdy rajd jest dla nas nową historią i nowym wyzwaniem. Wszędzie musimy szukać odpowiednich ustawień. Nasi rywale mają taki komfort, że zawsze mają jakąś bazę. Wystarczy otworzyć zeszyt z ubiegłych lat i wiedzą, na jakich ustawieniach jechało im się najlepiej. Mają bazę, którą mogą modyfikować pod swoje potrzeby i wymagania. My wszędzie zaczynamy od zera i szukamy dla nas najlepszej drogi. Przy okazji Rajdu Małopolski trafiliśmy z tymi ustawieniami i to przyniosło efekt. Natomiast kolejne rajdy pod tym względem na pewno nie będą łatwiejsze. Wciąż musimy wykonać wiele pracy, aby w pełni wykorzystać potencjał Skody.
„Czułem, że mamy jeszcze zapas”
Jesteśmy po trzech rajdach sezonu. Jak porównasz jazdę Skodą do jazdy Hyundaiem?
Skodą możemy jechać tempem czołówki mistrzostw Polski bez podejmowania dużego ryzyka. Po pierwszym dniu Rajdu Małopolski prowadziliśmy, ale ja czułem, że mamy jeszcze zapas. Gdyby była taka potrzeba, moglibyśmy bardziej zaatakować i pojechać szybciej. To fantastyczny samochód. Nie bez powodu właśnie na Skodę stawia prawie cała czołówka mistrzostw Polski.
Po pierwszym dniu przewaga to było tylko 5,5 sekundy. Ale już po porannej sobotniej pętli ona wzrosła do ponad 18 sekund.
Chcieliśmy zaatakować z samego rana. Co ciekawe, podjeżdżając na metę pierwszego Stryszowa pomyślałem sobie, że pojechaliśmy za wolno. Było bardzo czysto i płynnie, ale tak sobie pomyślałem, że powinniśmy bardziej przycisnąć. Spojrzałem na wyniki i okazało się, że wygraliśmy ten oes. Zawoję znamy i bardzo lubimy. To jest nasze naturalne środowisko. Po tej porannej pętli mieliśmy już całkiem fajną, w miarę komfortową przewagę. Postanowiliśmy, że od tej pory będziemy ją kontrolowali – bez podejmowania ryzyka.
„Kiedy odpuszczasz, bardzo łatwo o błąd”
Przed Power Stagem było nerwowo?
Skupialiśmy się na tym, aby czysto i bez problemów dojechać do mety. Było w głowie jednak wiele myśli, wiele emocji, ale chcieliśmy skoncentrować się na pracy, którą mamy do wykonania. Odpuściliśmy kilka zakrętów – najważniejszy był ten cel nadrzędny, czyli meta. To też trudne zadanie. Paradoksalnie kiedy odpuszczasz, zwalniasz i nie jedziesz swoim tempem, bardzo łatwo o błąd. Ale daliśmy radę. Zaraz po mecie odcinka specjalnego była rampa. To były niesamowite chwile i ogromna radość z całym zespołem.
Było świętowanie?
Nie było na to czasu. Nasz zespół ma mnóstwo pracy i jest zaangażowany w wiele projektów. Więc w sobotę rajd się skończył… a my w niedzielę rano byliśmy już w pracy. Wzięliśmy udział w charytatywnym biegu zorganizowanym przez stowarzyszenie Dom Aniołów Stróżów w Katowicach. Tego samego dnia wzięliśmy też udział w pikniku zorganizowanym przez naszego partnera, Regionalną Izbę Gospodarczą w Katowicach, w ramach projektu Katowice Motorem Bezpieczeństwa Śląska.
Jarosław Szeja: „O walce o mistrzostwo możemy porozmawiać w sierpniu”
Marcin powiedział na mecie, że dedykujecie to zwycięstwo tacie, którego tym razem nie było z wami na rajdzie.
Tak. Często jeździmy z tatą na rowerze i w tygodniu przed rajdem przydarzył mu się wypadek. Tata wraca do zdrowia, natomiast tym razem nie mogło go być z nami na rajdzie. W takich momentach myśli się o najbliższych. Wiem, że tata na pewno był i jest z nas dumny. Od zawsze wspierał nas w naszej pasji. Kibicował nam, pomagał, wierzył w to, że jesteśmy w stanie wygrywać. To zwycięstwo miało dla nas szczególny wymiar z wielu powodów i to jest jeden z nich. Razem z Marcinem czuliśmy na mecie ogromne emocje. Ciężko wytłumaczyć to słowami…
Tracicie do Grześka i Adama 10 punków. Walka o mistrzostwo jest w waszym zasięgu?
Przed nami dwa bardzo trudne rajdy. Spójrz na to w ten sposób – Grzesiek startował w Rajdzie Koszyc 15 razy i 3 razy wygrał. 4 razy jechał tam Skodą Fabią R5, czy Rally2. W Rajdzie Rzeszowskim wystartował 25 razy, w tym ostatnie 7 Fabią. Kilka razy wygrał ten rajd. My w Koszycach startowaliśmy raz – w 2010 roku Renault Clio, jednak przejechaliśmy wtedy jeden oes. Rzeszów znamy trochę lepiej, ale absolutnie nie można tego porównać z doświadczeniem, które ma Grzesiek. To jest to, o czym już wcześniej wspominałem. Doświadczenie, znajomość tras, znajomość auta i niemal gotowe ustawienia z ubiegłych lat. O ewentualnej walce o mistrzostwo Polski możemy porozmawiać w drugiej połowie sierpnia, po tych dwóch rajdach. Myślę, że wtedy wszyscy będziemy mądrzejsi.
„Przed nami wiele pracy”
Czego ci życzyć na kolejne tygodnie?
Myślę, że jednak spokoju i otwartego umysłu w trakcie przygotowań do kolejnych rajdów. Mamy na czym budować nasze tempo i pewność siebie. Przed nami wciąż wiele pracy. W tym sporcie nie dostaje się niczego za darmo.