Czarna skrzynka w samochodach
Od lat nasze samochody mają coraz więcej systemów elektronicznych. Można odnieść takie wrażenie, że coraz mniej zależy już od kierowcy a coraz więcej od tego, jaką decyzję podejmie komputer. Samochód ma już przecież za nas skręcać, hamować, utrzymywać prędkość, odstęp od poprzedzającego auta… Ma za nas myśleć i podejmować decyzje. Ma zwracać uwagę na to, czego my teoretycznie nie kontrolujemy. Oczywiście przy okazji sprawdzając, czy aby na pewno patrzymy na drogę, nie zasypiamy i czy przypadkiem nie przekraczamy prędkości. W zamyśle nasze auta… mają jeździć za nas. Kompleksowo – na autopilocie.
Według wielu osób te systemy zabijają piękno prawdziwej, czystej motoryzacji. Są osoby, które specjalnie sięgają po starsze modele. Te, w których elektronika jest bardzo uboga. Lubią czuć tę kontrolę nad wszystkim, co się dzieje. Chcą podejmować decyzję sami i nie zdawać się na łaskę komputera. Prawda jest taka, że w zamyśle te systemy bezpieczeństwa mają nam pomagać. Mają sprawić, że będziemy mniej zagrożeni. Jednak z drugiej strony te systemy nie są jeszcze dopracowane. Często zawodzą – nie działają tak, jak powinny. W konsekwencji często zamiast pomagać, utrudniają nam jazdę.
Co to za nowość?
Czym będzie czarna skrzynka? Oczywiście to potoczna nazwa systemu „Event Data Recorder”. Ma on działać na bliźniaczej zasadzie, co czarna skrzynka znana z samolotu. A zatem – w skrócie – ma pomóc w ustaleniu tego, co się stało. Na przykład w wypadku, czy kolizji. System zarejestruje co działo się bezpośrednio przed i po takim zdarzeniu. Impulsem do jego uruchomienia będzie np. aktywacja poduszki powietrznej, albo napinacza pasów. Pozostałe dane będą na bieżąco usuwane, tj. nadpisywane przez kolejne.
Co dokładnie będzie rejestrowało urządzenie? Chociażby prędkość, pozycję pedału gazu i hamulca, skręt kierownicy, działanie systemów bezpieczeństwa, działanie świateł i kierunkowskazów, czy też ciśnienie opon. System zapisze dokładny czas zdarzenia, siłę i kierunek uderzenia, czy też zweryfikuje zapięcie pasów. Następnie takie dane mogą zostać przekazane policji, czy też prokuraturze na ich wniosek. Mają one oczywiście pomóc w ustaleniu tego, co dokładnie się stało. I kto w konkretnej sytuacji ponosi winę.
Jest się czego obawiać?
Wydaje się zatem, że ma tutaj niczego, czego moglibyśmy się obawiać. Dochodzi do tego kolejny aspekt – edukacyjny. Na podstawie danych z czarnej skrzynki producent będzie miał informacje odnośnie tego, który system działa poprawnie, a który nie. Który zadziałał, a który zawiódł. To doprowadzi do ich rozwoju i – kto wie – być może w przyszłości rzeczywiście nie będziemy sobie potrafili wyobrazić jazdy bez nich. To jednak melodia przyszłości.
System nie będzie przechowywał danych odnośnie tego, gdzie się poruszamy i kiedy. Nie będzie utrwalał wizerunku kierowcy, a dane – przynajmniej na razie – nie będą dostępne dla ubezpieczycieli. Zatem póki co nie ma się czego obawiać. Wprowadzenie tego systemu to zmiana, której większość z nas nawet nie zauważy, bo i nie będzie ku temu okazji. I oby nigdy nie było potrzeby, aby z takiego systemu w ogóle skorzystać.