Alkohol i tytoń już więcej nie dadzą budżetowi, więc pora na paliwo
Jak czytamy w artykule na rp.pl, eksperci sugerują rządowi, aby w poszukiwaniu dodatkowych środków do budżetu nie ruszać akcyzy na alkohol czy papierosy. Argumentują to ryzykiem wzrostu szarej strefy wobec ewentualnych podwyżek cen detalicznych tych produktów. Gdy te staną się nieakceptowalne dla zbyt sporej liczby konsumentów, ci mogą zwrócić się do odnajdywanie nielegalnych źródeł. To zaś może przynieść więcej strat niż zysków w budżecie.
Znacznie łatwiejszym celem ma być podwyższenie akcyzy na paliwo. Według wyliczeń Biura Maklerskiego Reflex ta stanowi obecnie ok. 18 proc. ceny detalicznej. Eksperci podkreślają, że to wyraźnie mniej niż w innych krajach Unii Europejskiej. Dodatkowo paliwa obecnie tanieją, co jeszcze bardziej zmniejsza wpływy do budżetu. Z danych e-petrol.pl wynika, że benzyna 95-oktanowa kosztuje już średnio 6,57 zł/l, a diesel 6,59 zł/l. Po weekendzie oczekiwane są dalsze obniżki, bo w hurcie te paliwa tanieją.
Podatek 1000 zł rocznie od każdego samochodu?
Eksperci proponują też, aby zrezygnować z akcyzy na nowe samochody. Kierowcy nie mają się jednak z czego cieszyć, bo ma je zastąpić nowy podatek. Ten miałby objąć nie tylko nowe, ale i używane samochody. Doradcy podatkowi cytowani przez rp.pl sugerują, żeby wysokość podatku opierała się na szkodliwości danego pojazdu dla środowiska. W kraju, w którym samochody zeroemisyjne to wciąż mają mały udział w rynku, to żyła złota.
Eksperci przepytywani przez rp.pl proponują, aby opłata emisyjna była ponoszona raz w roku. Początkowo tylko w przypadku nowych samochodów. Po kilku latach podatek mógłby objąć wszystkie zarejestrowane auta. Doradca podatkowy Wojciech Krok wyliczył dla redakcji rp.pl, że gdyby ta opłata wynosiła 1000 zł rocznie, to budżet dostawałby zastrzyk ponad 25 mld zł. To 9 razy więcej niż obecne wpływy z akcyzy na samochody. Rząd na razie nie odniósł się do tych propozycji ekspertów, dlatego nie jest pewne, czy takie przepisy są brane pod uwagę.