Rajd Chorwacji pozostanie w WRC?
Zawsze miałem pewnego rodzaju wątpliwości odnośnie Rajdu Chorwacji w kalendarzu WRC. Nie do końca rozumiałem, jakim cudem ulubiona wakacyjna destynacja Polaków w ogóle dostała rundę. Zawsze byłem takiego zdania, że sam ten rajd, jak i kraj, nie ma dużych tradycji. W dodatku imprezę zorganizowano w najmniej turystycznie atrakcyjnym regionie kraju. Daleko od pięknych wybrzeży Morza Adriatyckiego. W okolicach Zagrzebia, gdzie – szczególnie o tej niefortunnej porze roku – często jest po prostu zimno i deszczowo.
W tym roku wybrałem się na tę rundę po raz kolejny i w zasadzie… wyjazd ten utrwalił w mojej głowie wizerunek rajdu, który wcześniej zapamiętałem. Jest kapitalny do jazdy dla zawodników, ale przeciętny dla kibiców. Ten region górzysty gdzieś na pograniczu Chorwacji i Słowenii jest niezwykle urokliwy. W okolicy wznoszą się bardzo strome pagórki. Góra – dół – góra – dół. Do tego zakręt przechodzi w zakręt i stosunkowo niewiele jest długich prostych. Asfalt jest w większości zniszczony i bardzo wymagający. To są kapitalne drogi do jazdy – naprawdę.
Oes można tam zrobić wszędzie…
Dosłownie wszędzie. Podróżując między odcinkami specjalnymi pokonałem dziesiątki kilometrów dróg, gdzie każdy mógłby być wykorzystany jako oes. Nawet jazda cywilnym autem sprawia tam ogromną przyjemność. Oczywiście – są na świecie o wiele lepsze i bardziej renomowane rajdy asfaltowe. Ale ten jest naprawdę dobry. Te odcinki specjalne są świetne i mówię to z pełną powagą. Setki zakrętów, nawroty, różnica wysokości – super. O ile dla zawodników jest tu kawał porządnego ścigania, tak dla kibiców…
Umówmy się – to nie jest najlepsza runda z punktu widzenia kibica. Po pierwsze to, o czym już wspomniałem. Mało turystyczny region, kiepski termin, zazwyczaj dosyć słaba pogoda. Ale to większość kibiców rajdowych jest w stanie znieść. Gorzej jest z realnymi możliwościami obserwowania oesów. Przede wszystkim chodzi mi o to, że to taki teren, gdzie w wielu przypadkach na trasę można dostać się tylko drogą na start, albo na metę. Dojazd gdzieś w środek odcinka jest bardzo problematyczny. Albo jest to niemożliwe, albo prowadzi tam bardzo wąska droga.
Z punktu widzenia kibica bywa problematycznie
I to oczywiście oznacza problemy. Wąska droga równa się brak możliwości zaparkowania samochodu, brak możliwości cofania, wzajemne blokowanie i tak dalej. Sam niestety tego parę razy w tym roku doświadczyłem. To wszystko sprawia, że bardzo trudno jest też zobaczyć więcej, niż jeden oes w pętli. Szczerze mówiąc – pod względem w miarę komfortowego dostania się na odcinek jest to chyba jeden z gorszych rajdów, na których byłem. Natomiast oczywiście – jeśli już jakoś dostaniemy się na miejsce, „miejscówki” potrafią być naprawdę zacne. Jest na co popatrzeć…
Nie jest jasnym, czy Chorwacja utrzyma swoje miejsce w kalendarzu. Teoretycznie umowa z promotorem zakończyła się w tym roku. Trwały jakieś rozmowy na temat jej przedłużenia, ale nie wiemy jak się potoczyły. Mówi się o kilku różnych opcjach. Wiemy już, że do mistrzostw świata trafi asfaltowy Rajd Wysp Kanaryjskich. Wiemy też, że prowadzone były rozmowy z organizatorem Rajdu Węgier, który – tak jak Kanary – rozgrywany jest tradycyjnie w terminie na przełomie kwietnia i maja. Dokładnie wtedy, kiedy organizowany jest Rajd Chorwacji. A przecież później niemal od razu jest Portugalia i Sardynia. Trochę tego za dużo do jednego kalendarza…
Chorwacja zostanie w WRC?
Czy byłoby mi żal, gdyby Chorwacja zniknęła z kalendarza? Z jednej strony tak – na pewno. Chociażby dlatego, że to… jedna z najbliższych mi rund WRC. W sensie dosłownym. Musiałem to sprawdzić dwa razy, ale fakty są takie, że mam do Zagrzebia bliżej, niż do Mikołajek. Byłoby mi żal, bo pomimo tych wszystkich niedogodności jest to w gruncie dobry rajd a Chorwacja to fajne miejsce, gdzie mieszkają przemili ludzie. Bezpośrednia okolica Zagrzebia sprawia też, że nie ma absolutnie żadnego problemu z ofertą hotelarską i gastronomiczną. A tego też często brakuje. Tu jest pełen komfort.
I tak to trochę jest. Tak, że w gruncie rzeczy Rajd Chorwacji jest trochę rajdem sprzeczności. Ma swoje zalety, ale ma też wady. One ze sobą walczą i nie do końca wiadomo, które wygrywają. Wciąż nie zmienia to faktu, że bez większego zastanawiania mógłbym tutaj przytoczyć kilka rajdów, które bardziej zasługują na takie miejsce. Wciąż boli mnie fakt, że w WRC nie ma chociażby Niemiec (Baumholder i okolice), Wielkiej Brytanii, a nawet Meksyku, Argentyny, czy Australii, albo Nowej Zelandii. Tak to trochę jest, że rezygnujemy z klasyków na rzecz czegoś nowego – i niekoniecznie lepszego.
Zdjęcie wyróżniające: M-Sport