Jest profesorem WRC nie bez powodu…
Po zakończeniu sobotniego etapu Rajdu Chorwacji odwiedziłem park serwisowy w Jablanovcu. W WRC serwis sam w sobie jest ogromną atrakcją. I dobrze – dokładnie tak powinno to wyglądać. Kiedy mechanicy pracowali nad samochodami, czołowa trójka rajdu pojawiła się na scenie i odpowiadała na pytania popularnej Becsy Williams. W rajdzie prowadził wówczas Thierry Neuville, który miał 4,9 s przewagi nad Elfynem Evansem i 11,6 s nad Sebastienem Ogierem. Różnice były niewielkie, ale Thierry prezentował kapitalne tempo i to on z tej trójki był po prostu najszybszy.
Oczywiście w trakcie tej sesji cała trójka podkreślała, że jest jeszcze niedziela i trzeba mieć się na baczności. Zdecydowanie najmniej optymizmu przejawiał wówczas Ogier. Nie to, że był jakiś załamany, ale podchodził do tematu bardzo spokojnie. Nie ekscytował się, był bardzo wyważony. Czy przeczuwał, co może się wydarzyć? Kto wie – pewnie i trochę tak i nie. Francuz w przeszłości słynął z tego, że wygrywał rajdy nawet z najbardziej beznadziejnej pozycji. Nagle w niedzielę wszyscy popełniali błędy, a on pojawiał się na szczycie, bo jechał bardzo mądrze i zachowawczo, ale jednocześnie szybko. Ale w Rajdzie Monte Carlo w identycznej sytuacji Ogier przegrał, a Neuville zrobił pierwszy krok w kierunku walki o mistrzostwo świata.
Gloryfikować Ogiera… czy krytykować resztę?
No właśnie – to jest jednak bardzo ciekawa kwestia. Za to, co wydarzyło się w niedzielę powinniśmy gloryfikować Sebastiena Ogiera? Podkreślać, że jest wielkim mistrzem, profesorem, geniuszem rajdów samochodowych? Czy może powinniśmy zwrócić uwagę na to, co robiła reszta załóg walczących o zwycięstwo w 4. rundzie WRC? Nie potrafię jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Natomiast jeśli się nad tym trochę bardziej zastanowimy… to co tak imponującego w niedzielę zrobił Ogier? Po prostu – był w dobrym miejscu i nie popełnił błędu.
Można stwierdzić, że pierwszy niedzielny oes nie miał większego znaczenia dla przebiegu rywalizacji. Natomiast już na kolejnym było zupełnie inaczej. Elfyn Evans stracił kontrolę nad swoją Toyotą i się obrócił, uderzając przy okazji w skarpę. Thierry Neuville wjechał w jeden z zakrętów ze zdecydowanie zbyt dużą prędkością. Wyleciał z drogi i uderzył w skarpę. Pozbawił się tym samym znacznej części tylnego aero, a później doszły do tego problemy w hybrydą. Belg obwinił za tę sytuację pilota. Stwierdził wprost, że usłyszał notatkę zdecydowanie zbyt późno, aby móc zmieścić się w zakręt.
Jeden oes… i dziękuję
W jednym momencie mamy walczących o zwycięstwo Neuville’a i Evansa… no i Ogiera, który jest 11 sekund z tyłu. Dosłownie po chwili mamy Ogiera na prowadzeniu, a Evansa i Neuville’a 10 sekund z tyłu. Rzecz w tym, że to nie był żaden atak Francuza. On na niedzielnym etapie przegrał z Takamoto Katsutą, czy Ottem Tanakiem. Więc powiedzmy to sobie wprost – on nie był jakiś najszybszy. Ale po prostu jechał mądrze, pewnie i nie popełnił błędu. Jestem bliżej stwierdzenia, że to Evans z Neuvillem przegrali rajd, a nie Ogier go wygrał. Oni mu to zwycięstwo w pewnym sensie oddali.
Ogier w niedzielę nie wygrał ani jednego oesu. W całym rajdzie wygrał tylko 3. Natomiast Neuville wygrał 9 oesów i przez 15 prób, czyli zadecydowaną większość rajdu Belg prowadził. I co z tego? Oczywiście z tyłu głowy musimy mieć to, że rajd to rajd… a punkty do mistrzostw świata to coś zupełnie innego. Myślę, że ostatecznie ani Evans ani Neuville nie będą zbyt długo płakać nad tym, co wydarzyło się w Chorwacji. Jeden i drugi zebrali po 19 punktów. Ogier zdobył ich 21 więc różnica jest znikoma. Największym wygranym pod tym względem jest chyba Ott Tanak, który wygrał jeden oes, był 4. w rajdzie i… zdobył 20 punktów. Wygrywanie rajdów „w stylu Ogiera” się już nie opłaca. Ma dosyć małą wartość.
Zdjęcie wyróżniające: Andre Lavadinho | @World | Red Bull Content Pool