Ten SUV okazał się być elektryczną klapą
Elektryczny SUV Chevroleta pojawił się na rynku pod koniec ubiegłego roku. Jednakże, samochód, jeszcze podczas swojej prezentacji, miał mnóstwo problemów. Nie ukrywali tego nawet testujący go dziennikarze, którym SUV rozpadał się w rękach. Koncern GM kontrolujący Chevroleta zauważył problemy i po zaledwie kilku dniach wstrzymał sprzedaż samochodu.
Wszystko wskazuje na to, że producentowi udało się rozwiązać kluczowe problemy z samochodem. Mimo to, poziom rozczarowania nowych właścicieli nie malał. Wręcz przeciwnie – elektryczny SUV o nazwie Blazer pozostaje źródłem niezadowolenia i wielu problemów. Dziennikarze z portalu Emdunds otrzymali dostęp do prywatnych komunikatów firmy. Ta za wszelką cenę próbuje utrzymać swoich klientów w dobrych nastrojach. A to doprowadziło do dość bezprecedensowego rozwiązania.
Chevrolet zdecydował się zwrócić klientom część pieniędzy po kilku miesiącach. To bodaj pierwszy tego typu przypadek w historii. Oczywiście, zdarzało się, że producent płacił swoim klientom część pieniędzy. Ale tylko gdy dochodziło do jakiś poważnych usterek, były to po prostu pojedyncze przypadki. Tutaj producent oddaje pieniądze wszystkim, którzy zdecydowali się na zakup SUV-a. I nie dostaną oni mało, bo aż 25 000 złotych.
Chevrolet rozda swoim klientom ogromne pieniądze
Chevrolet oznajmił w swoim oświadczeniu: – Ogłosiliśmy niedawno nową obniżkę cen katalogowych Blazer EV z roku modelowego 2024. W rezultacie chcielibyśmy zaoferować rekompensatę klientom, którzy kupili pojazd przed 7 marca tego roku.
I tak kierowcy, którzy kupili samochód w zeszłym roku otrzymają zwrot w okolicach 20 000 złotych. Natomiast kierowcy, którzy kupili wersję z napędem na cztery koła, będą mogli liczyć na rekompensatę nawet w wysokości 25 000 złotych. Nie jest to więc tylko rekompensata czy mały gest, to prawdziwy worek pieniędzy.
Razem z tym hojnym gestem, producent informuje, że wszystkie początkowe problemy samochodu zostały usunięte. Z jednej strony to z pewnością dobry sposób na rozwiązanie całego bałaganu. Z drugiej jednak pokazuje, że koncerny próbują czasami desperacko, a może nawet nieco za mocno, zaistnieć na rynku ze sowimi samochodami elektrycznymi. Mimo wiedzy, że nie ma na nie dużego popytu, starają się dotrzeć do klientów na wszelką cenę.
Czy cała akcja nie przyniesie zatem odwrotnego skutku? Jeśli ktoś przeczyta, że samochód był tak kiepski, że producent musiał uciec się do takich rozwiązań, czy będzie skłonny zaryzykować wyłożyć swoje pieniądze na nowy model?