Dofinansowania na samochody elektryczne
Najnowsza decyzja rumuńskiego producenta pokazuje, jak bardzo niekonkurencyjne na rynku nowych samochodów są pojazdy elektryczne. Dacia ma w swojej ofercie jednego elektryka, model Spring, który nawet przed obniżką cen był najtańszym elektrykiem na rynku. To jednak na niewiele się zdało, a nawet po obniżce, samochód wciąż nie wygląda zbyt atrakcyjnie na tle spalinowej konkurencji.
Obniżki cen samochodów elektrycznych wprowadza jednak nie tylko rumuński producent. Na początku tego tygodnia informowaliśmy, że na taki ruch zdecydował się także Volkswagen. Wszystko po to, aby „zmieścić się” w widełkach przewidzianych w rządowych programach dopłat do elektryków. Bez nich popyt na samochody ładowane energią elektryczną spada bowiem praktycznie do zera.
Niemiecki rząd federalny zdecydował się jednak pod koniec zeszłego roku całkowicie wygasić swoje programy dopłat. Wydaje się to być sprzeczne z wcześniej postawionym celem, jakim jest 15 milionów samochodów elektrycznych na drogach od 2030 roku. Brak dofinansowań osłabił jednak pozycję producentów oferujących elektryki.
Dacia dość niespodziewanie obniżyła ceny elektrycznego Springa
Producenci muszą jednak sprzedawać samochody nisko- i zeroemisyjne, aby sprostać wymogom ustalonym przez przepisy. Bez rządowych dopłat sprzedaż elektryków będzie jednak mizerna, co pokazały już grudniowe dane od naszych zachodnich sąsiadów. Dlatego też Dacia zdecydowała się na bardzo radykalny krok. Okazuje się, że lepiej jest sprzedawać samochód za bezcen, niż płacić kary za przekroczenie limitów CO2.
Rumuńska firma obniżyła cenę swojego jedynego elektrycznego samochodu, modelu Spring, o niesamowite 10 000 euro (ok. 43 000 złotych). Samochód jest więc teraz dostępny od 12 750 euro, czyli około 60 000 złotych. To naprawdę niewielka kwota jak za nowy samochód elektryczny. Problem jednak w tym, że Dacia Spring oferuje za te pieniądze naprawdę niewiele. Żeby nie powiedzieć nic.
Mały SUV nie wzbudza dużego zainteresowania
Spring bazuje na chińskim Renault City K-ZE i plasuje się na samym dnie tego, co możemy uznać za samochód. Ma długość 3,7 metra i w bagażniku zmieści tylko 290 litrów bagażu. Akumulatory o pojemności 26,8 kWh pozwalają na przejechanie jeszcze mniej niż deklarowane 220 kilometrów na jednym ładowaniu. To tak, jakby wasz zbiornik paliwa miał 7 litrów pojemności. Absurdalne.
Co gorsza, akumulatory można ładować z maksymalną mocą 30 kW, a sprint od 0 do 100 km/h zajmie aż 19,1 sekundy. Gdy już osiągniemy tę prędkość, nasz entuzjazm szybko opadnie, bo maksymalna prędkość wynosi zaledwie 125 km/h. Samochód może sprawdzać się więc tylko na bardzo krótkie wycieczki po mieście.