Czy Rajd Monte Carlo to klejnot w koronie WRC?
Od kiedy pamiętam, Rajd Monte Carlo zawsze budził we mnie wyjątkowe emocje. Pierwsza kwestia jest taka, że to początek nowego sezonu. Wszyscy są spragnieni rywalizacji po przerwie zimowej. Ona w przypadku rajdów samochodowych nie trwa długo, ale jednak występuje. To sprawia, że w naszych głowach pojawiają się niewiadome. Co zespoły zmieniły? Jak będą prezentowały się nowe oklejenia? Zawodnicy zmienili samochody – który odnajdzie się najszybciej? Kto wygra i w nowym sezonie wysunie się na prowadzenie jako pierwszy?
Staramy się analizować wszelkie doniesienia i wysnuć jakieś wnioski. Czy Tanak po powrocie do Hyundaia będzie dominował? A może to w końcu będzie „ten” sezon Thierry’ego Neuville’a? Czy Elfyn Evans, który dwukrotnie był o włos od tytułu, w końcu go wywalczy? Jak słabo na tle pozostałych wypadnie skład M-Sportu, czyli Gregoire Munster i Adrien Fourmaux? Czy któryś z zawodników startujących w wybranych rundach, jak chociażby Andreas Mikkelsen, odegra jakąś znaczącą rolę? Jak będą wyglądały mistrzostwa świata bez urzędującego mistrza, Kalle Rovanpery? To tylko kilka z tych pytań, które rodzą się w naszej głowie.
W atmosferze oczekiwania
Już niemalże tradycją stało się to, że przed Rajdem Monte Carlo godzinami potrafię oglądać nagrania z testów. Nie twierdzę, że potrafię z nich wyłapać jakieś niuanse – nie. Ale te nagrania są na swój sposób wyjątkowe. I wciąż wpisują się w atmosferę wielkiego oczekiwania i głodu rajdów samochodowych. Kibice w tym czasie potrafią emocjonować się wszystkim. Tym, że jedni jeździli po śniegu, a drudzy po suchym. Tym, że ci testowali razem, a ci osobno. Nie mówiąc o sytuacji, w której ktoś na takich testach przed Monte Carlo zaliczy „dzwona”. W tym okresie wyczekiwania taka sytuacja może wzbudzić więcej emocji i gorętszą dyskusję, niż niejeden rajd w środku sezonu.
I to ciągłe sprawdzanie prognoz pogody. Czy pamiętacie, abyście kiedykolwiek jakoś bardziej skrupulatnie sprawdzali prognozy pogody przed innym rajdem? Ja tego raczej nie robiłem. Natomiast w przypadku Rajdu Monte Carlo jest to oczywistość. No bo przecież każdy zadaje sobie pytanie – jakie będzie to Monte? Czy będzie śnieg, lód, deszcz, błoto, a może będzie całkowicie sucho? Pod tym względem jest to unikat. To, że przyczepność na różnych odcinkach specjalnych może być inna, to oczywistość. Tutaj może być zupełnie inna w każdym kolejnym zakręcie.
Kibice kochają… a pozostali?
Ta zmienność warunków i nieprzewidywalność sprawia, że kibice kochają Rajd Monte Carlo. Przy trasach zawsze mamy tam tłumy. Kiedy wybrałem się na ten rajd, urzekła mnie jego atmosfera. W nocy nie mogłem spać, więc wybrałem się na odcinek specjalny wcześniej. Około godziny 6 byłem już w miejscu, w którym chciałem zostawić samochód. Odcinek rozpoczynał się tuż po 8, więc byłem przekonany, że na miejscu będzie jeszcze pusto. Jakież było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że na miejscu… jest już tłum.
Ludzie ubierali kombinezony, rozmawiali, głośno się śmiali. Popijali herbatę, czy kawę z termosu, jedli kanapki. Inni przy trasie rozkładali namioty, rozpalali ogniska. Kolejni mieli przenośne kuchenki i przyrządzali sobie śniadanie. Były flagi, trąbki i śpiewy. Z kamperów wychodzili powoli ci, których obudził dźwięk przejeżdżających samochodów funkcyjnych. Święto. Jedno, wielkie, rajdowe święto kibiców. Natomiast zawodnicy niekoniecznie podchodzą do tego w ten sam sposób.
Najgorsza runda w sezonie?
Zawsze wyobrażałem sobie, że start w Rajdzie Monte Carlo to pewnego rodzaju nobilitacja i spełnienie jakiegoś rajdowego marzenia. W wielu sytuacjach pewnie tak jest. Natomiast optyka może się nieco zmienić, kiedy mówimy o załogach rywalizujących o najwyższe cele. Wielu z nich często twierdzi, że nienawidzą tego rajdu i jest to dla nich najgorsza runda w sezonie. I ktoś mógłby się zdziwić, ale gdyby się zastanowić… to coś w tym jest. To „nic osobistego”, ale Rajd Monte Carlo to dla niektórych prawdziwy koszmar.
Chodzi tutaj m.in. o tę zmienność warunków. Kierowca rajdowy musi być pewny tego, co robi. W styczniu we Francji w wielu przypadkach może liczyć jedynie na namiastkę tej pewności siebie. Nigdy tak do końca nie wie, jaka będzie przyczepność w kolejnym zakręcie. Może wjechać w jakąś sekcję zakrętów… a tam okaże się, że droga jest skuta lodem. Zawodnicy muszą improwizować, ratować się. Ostatnie edycje rajdu były raczej suche, ale… to Alpy – nigdy do końca nie wiadomo. W nocy może pojawić się przymrozek, może spaść śnieg… Często to po prostu sztuka improwizacji.
Rajd Monte Carlo równa się… ekstremalne warunki pracy
Na warunki pracy często uwagę zwracają tu też przedstawiciele mediów – chociażby fotografowie. Ci, którzy pracują dla zespołów, dużych agencji, czy znanych portali i magazynów, pracują pod presją czasu. Te zdjęcia muszą pojawiać się… w miarę na żywo. Tymczasem czwartkowy etap tradycyjnie rozgrywany jest już wieczorem. W tym roku drugi czwartkowy odcinek specjalny rozpocznie się o godzinie 21:58. Skończy się po 23. O 23:11 załogi wjadą na wieczorny serwis. Pierwszy samochód wyjedzie z niego do parc ferme w okolicach północy.
A później trzeba jeszcze dostać się do centrum prasowego i wykonać swoją pracę. Trzeba koniec końców dostać się też do hotelu. Może się zdarzyć, że ktoś pójdzie spać o 2, albo 3 w nocy. A już o 7:45 załogi wjadą na poranny serwis i ruszą na kolejne odcinki specjalne. Trzeba się tam dostać, wybrać miejsce, przygotować sprzęt… W niedzielę pierwszy odcinek dnia rozpocznie się tuż po godzinie 7. Znów mówimy więc prawdopodobnie o pobudce przed godziną 5. Mówiąc w skrócie – trzeba się tutaj przygotować na wyrzeczenia.
Dlatego jest wyjątkowy…
No tak – ale właśnie dlatego ten rajd jest wyjątkowy. Dlatego, że jest zmienny, że jest sztuką improwizacji, że mało się śpi i odpoczywa, a pokonuje się duże odległości. Dlatego, że kibice tworzą tam niesamowitą atmosferę, a warunki atmosferyczne często ją podkręcają. Jedni ten rajd kochają, drudzy nienawidzą. Zależy od punktu widzenia i od tego, jakie jest twoje zadanie. Czy masz stać przy trasie i obserwować zawodników zajadając kiełbaskę z ogniska i popijając herbatę z termosu, czy wsiąść do samochodu i walczyć o czas tańcząc na lodzie przy przepaści.
No i sam finał – czyli Monte Carlo. To też jest przecież wyjątkowe i unikatowe miejsce. Z wszystkimi tymi apartamentami, portem jachtowym, miejscami znanymi nam głównie z wyścigów Formuły 1, czy z filmów. Za słynnym zakrętem „Rascasse” ruszamy pod górkę, w kierunku Pałacu Księcia Monako. Stamtąd rozpościera się przepiękna panorama. Na miasto, port, morze i… najwspanialsze samochody rajdowe na świecie. A może spacer w kierunku kasyna? Rozmarzyłem się. Taki właśnie jest Rajd Monte Carlo. Pobudza wyobraźnię.