Kto będzie mistrzem WRC?
Nowy sezon WRC rozpocznie się dokładnie za 41 dni. W czwartek, 25 stycznia. Dokładnie o godzinie 20:35 załogi wyruszą na pierwszy odcinek specjalny Rajdu Monte Carlo – Thoard – Saint-Geniez, po czym pokonają próbę Bayons – Breziers. Pierwszy etap – rozgrywany tradycyjnie czwartkowego wieczora, po zmroku, liczył będzie 46 kilometrów rywalizacji. Wtedy poznamy odpowiedzi na pierwsze nurtujące nas pytania. Kto najlepiej rozpocznie? Kto wysunie się jako pierwszy na „pole position”? A kto… już na samym początku popełni błąd i postawi się w bardzo niekorzystnej pozycji?
Zwykło się mawiać, że Rajd Monte Carlo nie jest miarodajny. Zróżnicowane warunki sprawiają, że często nie można tam podróżować swoim normalnym tempem. Trzeba zwalniać, wyczuwać przyczepność, czasami odbijać się od poboczy. W jednym zakręcie jest śnieg, w drugim lód, w trzecim błoto, a czwarty jest zupełnie suchy. Różnice czasowe i rozstrzygnięcia końcowe często bywają tu dziełem przypadku. Później jest Rajd Szwecji na śniegu – jeden, jedyny, wyjątkowy. A później Safari – kolejna impreza, którą rządzić może przypadek.
Potencjał załóg poznamy w Chorwacji?
Może się tak zdarzyć, że pierwszym w pełni miarodajnym rajdem sezonu będzie Rajd Chorwacji w kwietniu! Chociaż to asfalt, a w kalendarzu są tylko trzy takie imprezy. Każdy więc przygotowuje się bardziej na szuter. Czyli na… Portugalię, w maju. Trzeba tam dotrzeć bez większych strat. To nie udawało się w ostatnich latach chociażby Ottowi Tanakowi. On w latach 2020-2022 ani razu nie ukończył Rajdu Monte Carlo. W sezonie 2022 po pierwszych dwóch rajdach miał tylko 5 punktów. Sezon 2024 będzie pod wieloma względami wyjątkowy. Chociażby pod takim, że nie mamy żadnego oczywistego faworyta do tytułu.
Aktualny mistrz świata, Kalle Rovanpera, zdominował dwa ostatnie sezony. Fina w 2024 roku będziemy oglądali wyłącznie okazjonalnie, bo… idzie do wojska. Dostanie przepustkę na kilka imprez, ale nie na wszystkie. Będzie on dzielił samochód z Sebastienem Ogierem, który również zaliczy tylko wybrane rundy. Raczej oczywistym jest, że z pojedynczymi startami zarówno Fin, jak i Francuz, nie mają wielkich szans na mistrzostwo. Musiałby się wydarzyć jakiś cud, aby jeden albo drugi realnie się liczyli w stawce. To się raczej nie wydarzy. Raczej.
Mamy jakiegokolwiek faworyta?
Jeśli zostaniemy przy zespole Toyoty, to pełny sezon zaliczą Elfyn Evans i Takamoto Katsuta. Kwestia Japończyka jest raczej oczywista – to nie jest kierowca, który powalczy o tytuł. Co do Elfyna Evansa… no cóż. Cały czas mam z nim jakiś mały problem. Po zakończeniu sezonu 2019 Walijczyk przeszedł do Toyoty. Od tamtego czasu w czterech sezonach trzykrotnie był wicemistrzem świata. W 2020 roku był na najlepszej drodze do tytułu, miał znakomitą sytuację, ale nie wytrzymał presji. W kolejnym sezonie też miał szansę… i znów się nie udało.
Przed sezonem 2022 Sebastien Ogier zrezygnował z regularnych startów w WRC. Oczywistym wydawało się, że głównym faworytem do tytułu staje się Evans. Ale Walijczyk nagle kompletnie stracił tempo. Kiedy pojawił się kolejny dominator – Kalle Rovanpera – Evans w tym sezonie znów został wicemistrzem. Może jemu łatwiej jest być tym… goniącym? Może Elfyn nie jest materiałem na mistrza świata, może roli faworyta i kandydata do tytułu nie jest w stanie wytrzymać jego głowa? A może to drugi Thierry Neuville – wieczny wicemistrz, któremu zawsze czegoś na końcu zabraknie?
Czy mamy tu jakiegoś mistrza WRC?
W taki sposób płynnie przeszliśmy do Hyundaia. No właśnie – i do Thierry’ego Neuville’a. Wiecznego wicemistrza. Teoretycznie Belg jest w gronie faworytów do tytułu, ale chyba w to nie wierzę. Może to kwestia mentalności? Psychiki? Pięć tytułów wicemistrza świata. Trzy tytuły drugiego wicemistrza. Bez względu na rywali i okoliczności, kierowca Hyundaia nie dawał rady. Zawsze coś mu przeszkadzało. Coś, albo ktoś – a konkretniej – on sam. Nie jestem przekonany, czy to materiał na mistrza.
Jako jedyny spośród regularnie startujących zawodników smak mistrzostwa świata poznał Ott Tanak. Od pamiętnego sezonu 2019 minęło już jednak trochę czasu. Początkiem problemów dla Estończyka było odejście z Toyoty. Nie rezygnuje się z mistrzowskiej maszyny. Miał do dyspozycji najlepsze możliwe narzędzie do walki o kolejne tytuły. Później Ott nie odnalazł się ani w Hyundaiu, ani w Fordzie. Teraz wraca do Hyundaia… ale czy tym razem to się uda? Mówią, że nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. Tanak podejmuje ryzyko i wchodzi do ekipy, w której jest już jeden lider.
I to tyle?
Trzecim autem Hyundaia będą dzielili się Esapekka Lappi, Dani Sordo i Andreas Mikkelsen. Program jednego samochodu dzielonego na trzy załogi – to nie może się udać. To znaczy – na pewno nie w kontekście walki o tytuł wśród kierowców. Zresztą, nawet z pełnymi sezonami żaden z tych trzech kierowców nie byłby zaliczany do grona faworytów. Ewentualnych faworytów nie ma też co szukać wśród kierowców M-Sportu. Ktokolwiek by tymi Pumami Rally1 nie jeździł…
I to… tyle. Jak stwierdziłem na samym początku, przy każdym z kierowców można by wymienić więcej argumentów „przeciw”, aniżeli „za”. Mamy dwóch „wiecznych wicemistrzów”. Zagubionego mistrza bez mistrzowskiego samochodu. Dwóch mistrzów, którzy będą dzielili się autem. I innych, którzy… jednak nie powinni odegrać większej roli. Ktoś tym mistrzem będzie musiał zostać i w pewnym sensie napisać historię. Przełamanie Evansa? Pierwszy tytuł dla kierowcy Hyundaia? A może tytuł dla kogoś, kto nie przejedzie nawet pełnego sezonu? To będzie zwariowany rok…