F1 czy NASCAR? Czym interesują się Amerykanie?
Amerykanie na ogół nie interesują się tym, co dzieje się w Europie. Nie jest im to absolutnie do niczego potrzebne. Wierzą w to, że Stany Zjednoczone to światowy lider pod każdym względem i nie zważają na to, co na ten temat uważają pozostali. My w Europie, w Polsce, pasjonujemy się piłką nożną, siatkówką, piłką ręczną, albo skokami narciarskimi. Amerykanie mają to gdzieś. Mają swoją ligę koszykówki, hokeja, czy futbolu amerykańskiego i tego się trzymają. Nic innego – europejskiego – nie jest im potrzebne.
W świecie motorsportu jest podobnie. Europejczycy kochają Formułę 1. Zresztą nie tylko Europejczycy. Myślę, że gdyby zapytać w Ameryce Południowej, Azji, a nawet w Kanadzie i Meksyku, to Formuła 1 byłaby na pierwszym miejscu, jeśli chodzi o zainteresowanie i popularność. Natomiast w Stanach Zjednoczonych jest inaczej. Tam F1 traktowana jest jako ciekawostka. Fani są tam zainteresowani czymś zupełnie innym. Oni mają swoje serie i uważają je za najlepsze. Dlaczego mieliby robić inaczej? Oczywistym jest, że dla kibiców ze stanu Georgia ważniejszy jest „ich” Chase Elliott, niż jakiś Holender z Maaseik o obco brzmiącym nazwisku Verstappen.
Koszula bliższa ciału
Na pewnej facebookowej grupie o nazwie „Ford Powered Open Wheel – Sprints, Midgets, & Silver Crowns” pojawił się interesujący post. Dotyczy on badania University of Pennsylvania na temat ulubionych serii wyścigowych Amerykanów z podziałem na stany. Według badania aż w 9 stanach kibice mieli wskazać na Formułę 1. Były to Teksas, Oklahoma, Montana, Dakota Południowa, Tennessee, Floryda, Wirginia Zachodnia, Nowy Jork oraz Connecticut. Dość powiedzieć, że kibice na grupie… nie do końca się z tym zgodzili.
Pod postem pojawiły się setki komentarzy o tym, jak bardzo złe i nietrafione jest to badanie. W przypadku ponad połowy stanów zwyciężył NASCAR. Chociaż według kibiców to właśnie NASCAR rządzi w całym kraju i wyniki badania University of Pennsylvania niewiele tu zmienią. Natomiast z tych komentarzy wynika coś jeszcze. To, że Amerykanie po prostu sobie z F1 drwią. Traktują to – jak już wcześniej wspomniałem – w formie ciekawostki. Czegoś, czym ludzie pasjonują się kilka tysięcy kilometrów na wschód. Oni mają swoje serie i są przekonani o tym, że są lepsze i ciekawsze. I bądź co bądź często mają rację… Ale to tak nawiasem mówiąc.
Na próżno szukać tu F1…
The Athletic opublikowało kiedyś listę 10 najbardziej prestiżowych wyścigów samochodowych w Stanach Zjednoczonych. Oczywiście na próżno szukać tam jakiejś rundy F1. Jest za to Indianapolis 500, Daytona 500, wyścig o mistrzostwo serii NASCAR, czy 24 godziny Daytony. Mamy tu zatem amerykańskie serie IndyCar, IMSA i NASCAR… ale nie ma F1. Nie ma i jeszcze długo jej nie będzie. Mam wrażenie, że Liberty Media mogłoby umieścić w kalendarzu Formuły 1 nawet 5, albo 10 amerykańskich rund i niewiele by się w tym zakresie zmieniło.
F1 chce zdobywać serca amerykańskich kibiców, tymczasem Grand Prix Stanów Zjednoczonych na torze Circuit of the Americas radzi sobie coraz gorzej. Trzeci rok z rzędu oglądalność tego wydarzenia spada. W tym roku średnia oglądalność wyścigu wyniosła 882 000 osób. Dla porównania, tego samego dnia wyścig serii NASCAR na torze Homestead-Miami Speedway oglądało średnio 2 250 000 osób. Co jeszcze ciekawsze, w soboty zawsze odbywa się wyścig serii towarzyszącej NASCAR, czyli Xfinity Series. To taka Formuła 2 w światku F1. Seria dla juniorów, słabszych zawodników ze słabszymi samochodami. Ich wyścig średnio przyciągnął 844 000 osób. Prawie tyle samo, co wyścig F1.