To przyszły mistrz świata F1
Jak będzie wyglądało kolejnych pięć, albo dziesięć lat w F1? Nikt z nas oczywiście nie ma takiej wiedzy i możemy polegać wyłącznie na spekulacjach. Przewidzenie mistrzów świata na kilka lat do przodu to zadanie niewykonalne. Czasami zdarza się tak, że nie jesteśmy przecież w stanie zgadnąć kto będzie mistrzem na kilka okrążeń przed metą finałowego wyścigu w sezonie. Ale nie o to chodzi. Spróbujmy zastanowić się nad potencjałem kierowców i odpowiedzmy sobie na pytanie – kto ma największe szanse na tytuły?
Oczywistością jest, że z aktualnym pakietem Formułą 1 rządzi Red Bull. Red Bull i Max Verstappen, bo jedno nie istnieje bez drugiego. Verstappen bez Red Bulla byłby tylko jednym z wielu – być może byłby przeciętniakiem walczącym od czasu do czasu o podium. Tak samo, jak Red Bull bez Verstappena mógłby zapomnieć o dominacji. Pokazuje to przykład ostatnich partnerów zespołowych Holendra, m.in. tego aktualnego – Sergio Pereza. Ale połączenie jest, istnieje i Max zdobędzie jeszcze kilka tytułów – to więcej, niż pewne.
Nowa era?
Bardzo wiele zależy od tego, kto stworzy najlepszy bolid pod nowe regulaminy. Ostatnia taka zmiana regulacji sprawiła, że Mercedes przestał wygrywać i rozpoczęła się dominacja Red Bulla. Kolejna zmiana przepisów może sprawić, że i Red Bull i Mercedes będą w środku stawki, a o mistrzostwo będzie walczył – no nie wiem – McLaren z Ferrari. Nie jesteśmy w stanie tego przewidzieć. Natomiast można sobie ułożyć w głowie taką listę zawodników. Zawodników, którzy… powinni w przyszłości wywalczyć tytuł – przynajmniej jeden.
Jeśli chodzi o aktualnych kierowców F1, to widzę takich czterech. Charles Leclerc, Lando Norris, Oscar Piastri i George Russell. Jestem w stanie uwierzyć, że każdy w nich w przyszłości będzie mistrzem świata. Każdy z nich ma na to potencjał i papiery. I każdy z nich to kierowca, o którego zespoły w przyszłości mogą się zabijać. Nie chce mi się wierzyć, aby z aktualnej stawki F1 ktokolwiek inny powalczył w przyszłości o tytuł. Naturalnie nie uwzględniam tu tych, którzy już mają tytuły, czyli Verstappena, Hamiltona i Fernando Alonso.
A co dalej?
Trzeba zdać sobie sprawę z tego, że za pięć lat Formuła 1 będzie czymś zupełnie innym. Będzie inną serią z innymi bolidami. Z innymi silnikami i najprawdopodobniej paroma innymi zespołami. Oczywiście będzie też serią z innymi zawodnikami. Jeśli chodzi o aktualną stawkę Formuły 2, to wybija się Theo Pourchaire. Francuz w przeszłości wygrywał mistrzostwo zarówno we francuskiej, jak i niemieckiej Formule 4. W debiutanckim sezonie zajął 2. miejsce w Formule 3. Aktualny sezon był jego trzecim w Formule 2. Rok temu był wicemistrzem, teraz został mistrzem serii.
Nie ma w seriach juniorskich zbyt wielu kierowców, którzy mogliby się pochwalić podobnym CV. Być może nie ma nawet żadnego. To też jest duży problem. W światku Formuły 1 nie ma oczywistej drabiny rozwoju. Nie ma żadnego systemu awansów i spadków. Ci, którzy mają miejsce w bolidzie F1, za wszelką cenę będą chcieli go zachować. Junior – jakkolwiek utalentowany by nie był – może po prostu nie dostać szansy w F1. Muszą sobie szukać swojego miejsca gdzie indziej.
Wiele w F1 zależy od szczęścia…
Przykładem jest tutaj chociażby Nyck de Vries. Kariera Holendra rozwijała się znakomicie w seriach juniorskich. Jej zwieńczeniem był tytuł w F2 w 2019 roku. Wobec braku zainteresowania ze strony zespołów F1, Nyck poszukał szczęścia w Formule E, gdzie zresztą zdobył tytuł w sezonie 2020/2021. Co z tego, skoro w kolejnych trzech latach albo pełnił rolę kierowcy rezerwowego w F1, albo wracał kolejny raz do Formuły E. Dopiero w tym roku Nyck dostał szansę w bolidzie AlphaTauri. Zespół na początku sezonu miał swoje bolączki, przez co Holender nie zdobył nawet punktu… i został zwolniony.
De Vries kolejny sezon spędzi… w Formule E. To jest w pewnym sensie znamienne. Junior, który jest dobry w F2, albo F3, niekoniecznie musi nadawać się do F1. Wiele zależy od szczęścia, bo do F1 trzeba się zaadoptować. Pomoże w tym na pewno dobra akademia i zespół, w którym można się rozwijać – bez dużej presji na wyniki. Tak jak George Russell w Williamsie. Brytyjczyk miał czas, aby nauczyć się F1 i nikt nie wymagał od niego niczego wielkiego – bo w Williamsie tak czy inaczej było to niemożliwe. De Vries dostał… nawet nie połowę sezonu. Po wielu latach oczekiwania. Jemu się nie poszczęściło.
Kto jeszcze jest na horyzoncie?
Wspomniany już Theo Pourchaire ma kapitalne CV. To prawda. Natomiast on nie znajdzie angażu w Formule 1 – przynajmniej w sezonie 2024. Francuz wciąż będzie pełnił rolę kierowcy rezerwowego w Alfie Romeo. A gdzie będzie nabijał kilometry na koła? O ile w ogóle będzie? Tego nie wiemy. Francuz może być kolejnym juniorem, który będzie musiał sobie znaleźć miejsce „gdzie indziej”. Zadowolić się startami w innych seriach w nadziei, że telefon kiedyś zadzwoni i że będzie potrzebny.
Bardzo ciekawe CV ma również Felipe Drugovich. Po serii sukcesów niższych seriach Brazylijczyk wygrał F2 w 2022 roku. I zakopał się w roli kierowcy rezerwowego w Astonie Martinie. Spędził tak ten sezon… i spędzi również kolejny, licząc na jakieś sesje treningowe w jednym, może dwóch weekendach. To jest coś, co… nie do końca do mnie przemawia. Jeśli są jakieś kwestie, które w Formule 1 mi się nie podobają, to to jest właśnie jedna z nich. Fakt, że poziom sportowy prezentowany w serii juniorskiej niczego nie zmienia. Koniec końców angaż w królowej motorsportu i tak może dostać ktoś, kto ma po prostu więcej pieniędzy.
Co dalej?
Formuła 1 nie widzi tutaj problemu. Istnieje F1 Academy… seria stworzona dla kobiet, która ma pomóc im w awansie do wyższych serii – w konsekwencji do Formuły 1. Wyjdzie z tego tyle, co z „W Series”, czyli nic. F1 ma mnóstwo pomysłów, tylko część z nich w niczym nie pomaga. To takie bohaterskie rozwiązywanie problemów, które się samemu wykreuje. Łatanie dziur w miejscach, w których ich nie ma. Tak jakbym na dzisiaj potrzebował do samochodu wahacz, ale ktoś przywiózłby mi nowy akumulator. Masz, proszę – to też jest nowa część. Też jest fajna, też możesz jej potrzebować.
Być może jest to pomysł niemożliwy do zrealizowania i oderwany od rzeczywistości, ale chciałbym, aby Formuła 1 jako organizacja wystawiała do rywalizacji swój zespół juniorski. Dwóch najlepszych kierowców F2 miałoby pewne przejechanie pełnego sezonu w oficjalnym zespole juniorskim. Bez presji na wynik, z możliwością nauki, poznawania serii. To byłaby realna szansa. Jeden sezon na udowodnienie potencjału. Tylko od zawodnika zależałoby co z tym zrobi – czy okazję wykorzysta, czy też nie. Oczywiście nic takiego nigdy nie powstanie, bo tu nie chodzi o to, aby rozwiązać realny problem. Chodzi o to, żeby było poprawnie politycznie. A najlepsi juniorzy niech się martwią sami o siebie.