SUV jak hot hatch
Wyższe marże od zawsze były kojarzone z segmentem premium. Nie można więc się dziwić, że producenci z głównego nurtu chcą wchodzić w tę część rynku. Podobnie było z Seatem i Cuprą oraz samochodem w nadwoziu SUV – Ateca.
Dywizja Cupra, która usamodzielniła się już pięć lat temu, powoli zaczyna wyprzedzać markę macierzystą. W zeszłym roku sprzedała 152 900 samochodów (+92,7%), podczas gdy Seat zakończył rok z 232 700 rejestracjami (-18,1%). Ciężko się dziwić takim liczbom, bowiem samochody z logo Cupra wyglądają naprawdę dobrze. Mają drapieżny design i szereg detali wskazujących na przynależność do klasy premium.
Jednocześnie ceny nadal mieszczą się w stosunkowo akceptowalnych granicach. Wspomnianą Atecę możemy przecież kupić (w salonie) już za 270 000 zł, czyli tylko o 70 000 zł drożej niż topową wersję pokrewnej Skody Karoq. Jednak czeski SUV oferuje tylko 190 KM, podczas gdy pod maską Cupry pracuje ich aż 300.
Świetne wyposażenie i bardzo niskie ceny
Ateca to w zasadzie hot hatch na szczudłach z bogatym wyposażeniem standardowym. Znajdziemy w nim m. in. 19-calowe felgi, dwustrefową automatyczną klimę, czy multimedia z 9,2-calowym wyświetlaczem. Wszystko to podnosi praktyczność hiszpańskiego SUV-a, a oprócz pięciu osób zapakujemy tu także 485 litrów bagażu. Pojemność możemy zwiększyć do 1579 litrów po złożeniu tylnych siedzeń. To całkiem nieźle jak na samochód, który od 0 do 100 km/h rozpędza się w 4,9 sekundy i osiąga prędkość maksymalną 250 km/h.
Oryginalna cena może być jednak dla większości ludzi zbyt wysoka. Używana Cupra Ateca (lub jeszcze Seat) zaczyna się od około 90 000 złotych, co nie jest złe jak na maksymalnie 4-letni samochód. Spadek wartości jest w tym przypadku naprawdę drastyczny. Ale trzeba dodać, że samochody te często mają także dość wysokie przebiegi. Choć jeśli znajdziemy egzemplarz z mniejszym nalotem, można go kupić już od około 110 000 zł.
Na co zwrócić uwagę?
Większość wad SUV-a związana jest z modelami wyprodukowanymi w czasie, gdy Cupra nie była jeszcze samodzielną marką. Ramą przednich foteli podatna jest na pękanie, a sterownik silnika lubił czasami przejść na tryb awaryjny. Wady te dotyczą produkcji z 2019 roku – nowsze nie mają żadnych wad.
Potwierdzają to także dziennikarze Auto Bild, którzy jeździli nieco ponad 3-letnią wersją z przebiegiem 45 179 kilometrów. Karoseria doznała kilku znaczących zadrapań o kamieni, a błotniki również były ostrugane. To oznacza, że właściciel nie bał się wykorzystać pełni potencjału swojego silnika. Ten konkretny egzemplarz wystawiony był na sprzedaż za 33 930 euro, czyli około 150 000 zł.