Dzisiaj największą bolączką samochodów elektrycznych jest ich realny zasięg. Ludzie oczekują, że producenci dostarczą im pojazdy, w których bez większego wysiłku przejedziemy od 300 do 500 km na jednym ładowaniu. Taki dystans w teorii powinien wystarczyć do codziennej jazdy i dalszego wyjazdu poza miasto. Niestety ciągle słabo rozwinięta infrastruktura do ładowania na terenie Polski zwiększa zagrożenie rozładowania baterii w trakcie podróży.
Gdy planowanie trasy to za mało!
Współczesne samochody elektryczne przy planowaniu trasy dojazdu do celu, próbują uwzględniać najkorzystniej zlokalizowane ładowarki. Wtedy przy określonych warunkach pogodowych cała podróż powinna przebiegać bez problemu. Niestety elektryka nie można doładować tak szybko, jak zatankować samochodu spalinowego w związku z tym potrzebujemy mieć kilka alternatyw w zanadrzu. Jedną z nich może być tradycyjny kabel do podpięcia się pod zwykłe gniazdko sieciowe, jednak w tej sytuacji czas ładowania drastycznie wydłuża się. Gdy zabraknie nam energii w trasie, pod żadnym pozorem nie można tego robić jednej rzeczy.
Tak można zniszczyć elektryka
Większość samochodów spalinowych w Europie można bezpiecznie holować. Wszystko przez manualną skrzynię biegów, która pozwala na takie manewry. Jednak wraz ze wzrostem zainteresowania autami z automatyczną przekładnią, spada także odsetek pojazdów, gdzie holowanie jest bezpieczne dla wszystkich mechanizmów.
W przypadku samochodów elektrycznych mówimy o całkowitym zakazie holowania elektryka. Nawet jeśli pojazd jest wyposażony w hak holowniczy lub ucho holownicze pod żadnym pozorem nie można tego zrobić. Elektryki nie mają neutralnego biegu, co za tym idzie ich napęd, jest cały czas złączony. Holowanie elektryka oznacza wzrost temperatury baterii, a ona może ulec uszkodzeniu. Koszty naprawy tego podzespołu są trudne do oszacowania i w większości przypadków praktycznie nieopłacalne.
źródło: Steinhof