Oczywiście opisana w tym materiale sytuacja, może być wyłącznie przykładem anegdotycznym, który dotyczy niewielkiej grupy osób, jednak wstępne rozmowy z grupą kilkunastu kierowców wskazują, że sprawa może mieć większy zasięg, niż na poziomie lokalnym. Wszystko zaczęło się od rutynowego serwisu po sezonie jesienno-zimowym i konieczność wymiany łożyska w kole.
Terminy na kilka tygodni naprzód
Pierwszym utrudnieniem, jakie możemy napotkać, gdy chcemy naprawić samochód, jest dostępność wolnych terminów. Okazuje się, że przy ilości kilkunastu serwisów w średniej wielkości mieście znalezienie terminu naprawy, który jest krótszy niż dwa tygodnie naprzód, jest trudne. Po pierwsze wynika to z nawału pracy, ponieważ ludzie przyjeżdżają z podobnymi problemami, po drugie sprawa dotyczy jeszcze innego aspektu, o którym otwarcie wspominają mechanicy w rozmowie.
Duży kłopot wśród mechaników
Okazuje się, że coraz większym kłopotem jest dostępność części zamiennych. I tutaj nie ma wielkiego znaczenia, czy mówimy o samochodach niemieckich, japońskich, a może francuskich. W każdym z samochodów stojących na placach czegoś brakuje. Przykładowo turbosprężarki do Renault Clio III albo kolektora dolotowego do Audi A6.
Hurtownie rzekomo nie dysponują wystarczającą ilością części zamiennych i pracownicy serwisów lub właściciele muszą jeździć do kilku innych placówek, żeby kupić potrzebne do naprawy aut podzespoły. Gdy ich fizycznie nie ma, czas wykonania naprawy drastycznie się wydłuża i można powiedzieć, że koło się zamyka.
Czy w swoim regionie też zauważyliście kłopoty z szybkim dostępem do serwisów i długi czas oczekiwania nawet na z pozoru łatwą naprawę?