Wszystko ma swoje dwie strony – brak systemów bezpieczeństwa zwiększał poważne konsekwencje wypadków. Jednocześnie wzmacniał w kierowcach czujność za kierownicą i rozważne podejście. Obecność ABS, ESP i innych przydatnych funkcji na pokładzie częściowo przenosi odpowiedzialność z kierowcy na elektronikę i może osłabiać poczucie zagrożenia w konkretnych warunkach pogodowych.
Nagła ulewa – bardzo duże niebezpieczeństwo
Kierowcy adaptują się do określonych warunków na drodze z pewnym opóźnieniem. Nasz styl jazdy w większości przypadków jest pół kroku za aktualną sytuacją na jezdni. Po prostu nasz umysł potrzebuje przysłowiowej chwili, żeby przestawić się do tego, z czym aktualnie ma kontakt. Wystąpienie punktowej, nagłej ulewy sprawia, że jezdnia momentalnie jest bardziej śliska. Wszelkiego rodzaju drobinki gumy, roztopionego asfaltu, piasku i innych nieczystości mokną i tworzą śliską warstwę.
Do tego bieżnik każdej opony ma ograniczoną możliwość odprowadzania wody przy różnych prędkościach. Jeśli z sekundy na sekundę ilość wody, z jaką musi poradzić sobie opona, rośnie, szybko możemy zbliżyć się do jej granic możliwości, a nawet je przekroczyć. W tej sytuacji może dojść do utraty przyczepności.
Mam SUV-a, dlaczego trzeba zwalniać w deszczu?
W roztropnej jeździe samochodem nie ma nic obciachowego. Jeśli jedziemy wolniej z uwagi na warunki panujące na drodze, podchodzimy do sprawy odpowiedzialnie. Niestety część kierowców przestaje być wrażliwa na zmianę okoliczności na jezdni i gna przed siebie. W takim podejściu jeden drobny błąd, zmiana poziomu przyczepności na asfalcie lub większa ilość wody na łuku, często prowadzi do nagłego poślizgu. Jest on bardzo trudny do opanowania, a też większość kierowców nie jest na niego gotowa.
Przekonał się o tym boleśnie kierowca prawdopodobnie białego Opla Grandland’a. Który wpadł w poślizg podczas ulewnego deszczu i doszczętnie roztrzaskał swój samochód o bariery.
źródło: Youtube / STOP CHAM