Na portalu „Autokult” czytamy bardzo interesującą analizę. Zapowiadana jest zmiana taryfy na 2 zł za kilowatogodzinę energii. Oznacza to, że koszt przejechania 100 kilometrów przeciętnym elektrykiem wzrasta do minimum 40 zł. To trochę tak, jakby auto spalinowe paliło 6 litrów na 100 km. Nie jest to jakiś zbytnio imponujący wynik… nowe auta palą o wiele mniej.
Czyli, na dobrą sprawę, po zmianie cen energii, jazda samochodem elektrycznym będzie zdecydowanie droższa, niż jazda zwykłym samochodem spalinowym. Elektryki jednocześnie stracą jedyny argument, przez który ludzie w ogóle o nich myśleli, czyli stosunkowo tańsze przemieszczanie się. Jeśli prąd będzie droższy, elektryk straci ostatni atut.
https://wrc.net.pl/kw-wegiel-sie-skonczyl-co-trzecie-gospodarstwo-domowe-w-polsce-zostanie-bez-opalu-na-zime
Elektryki są drogie, mają konkretne ograniczenia, niedogodności. Baterie się zużywają, ich wymiana kosztuje krocie. Nie ma części zamiennych, a jeśli są, to niewiele serwisów się podejmie pracy przy tym aucie. Jedyny plus to było tanie jeżdżenie. Ale przy nowych cenach tańsze będzie jeżdżenie zwykłym autem spalinowym.
https://wrc.net.pl/kw-paliwo-wkrotce-znow-bedzie-po-4-zl-nadchodzi-krach-gieldowy-ten-kryzys-zapamietamy-na-dlugo
Czy to nie jest przypadkiem tak, że nasz polski rząd, oczywiście nieświadomie, niezamierzenie, nie podpowiedział nam właśnie czegoś w stylu – nie kupujcie tych aut? No bo przecież jeśli ktoś w ogóle rozważał zakup elektryka, to aktualnie te zmiany wybiły mu to z głowy i to na długo. Zresztą, jak słusznie zauważono na portalu „Autokult”, zakup elektryka przy nowych cenach byłby po prostu jakąś fanaberią.