Samochód elektryczny? Przepraszam, ale podziękuje
Tego typu sytuacji będzie w coraz większej liczbie krajów. Podwyżki za prąd dotkną wszystkich – nie tylko właścicieli firm czy mieszkań. Odbije się to również na tych, którzy kupili samochód elektryczny z myślą, że będą taniej jeździć. Rzeczywistość szybko okazała się zupełnie inna. Prąd znacząco drożeje, a tym samym jazda autem staje się coraz droższa.
„De Telegraaf” obliczył na podstawie oficjalnych danych, że przejechanie 100 km autem na prąd jest droższe o jedno euro. Idea samochodu elektrycznego zatem upada na naszych oczach. Oczywiście kwestie emisji spalin i całej szeroko rozumianej ekologii są bardzo ważne. Przeciętny Kowalski jednak patrzy na swój portfel i tak dla niego wygląda rzeczywistość.
A nie dość, że samochód elektryczny jest znacznie droższy od zwykłego, to na dodatek jego tankowanie staje się droższe. Gdzie zatem szukać ma plusów ktoś, kto chce kupić taki pojazd? Na siłę oczywiście je znajdzie, ale nie na tym polega rzecz. Eksperci mówią jasno – jazda elektrykiem ma być obowiązkowo atrakcyjna finansowo. Jak widać gołym okiem tak nie jest.
Głupota numer dwa dotyka świat
Jeżeli szukać dalej irracjonalnych przykładów dlaczego samochód elektryczny nie ma sensu, wystarczy spojrzeć na Kalifornię. Dopiero co ogłosiła, że od 2035 rokiem auta spalinowe znikają z rynku, a kilka dni później padł komunikat, który ciężko zrozumieć. Poproszono o to, aby nie tankować prądem swoich aut, bowiem… może zabraknąć prądu. A wszystko przez duże zużycie w związku z upałami.
Mało tego – i tak brakuje ładowarek względem ilości pojazdów na prąd, jakie już są w Kalifornii. Jak zatem zachęcić innych do tego, aby dalej w to brnęli? To pytania z którym będzie się mierzył każdy kraj. Na razie samochód elektryczny nie jest tak świetny jak go zachwalają. Ma więcej wad niż zalet. Przynajmniej tych pierwszoplanowych.