WRC weszło w tym roku w erę hybrydową. Sami zawodnicy chyba wciąż nie są do końca przekonani co do tych zmian. Myślę, że kierowcy Hyundaia zrobiliby wszystko, aby te hybrydy okazały się tylko złym snem. Natomiast wprowadzenie tych regulacji było kluczowe z oczywistego punktu widzenia – zachęcenia nowych producentów. Czy to się udało? No cóż, nie do końca.
Bądźmy szczerzy – żaden szanujący się producent aktualnie nie zainteresuje się wejściem w ogromny, bardzo kosztowny program sportowy dla samochodów spalinowych. Producentom zależy aktualnie wyłącznie na promowaniu swoich produktów elektrycznych. Hybryda to krok przejściowy, chociaż moje zdanie nadal jest takie, że był to krok konieczny. Bez niego zaraz byśmy pewnie usłyszeli, że Ford nie ma ochoty dopłacać M-Sportowi, a Hyundai poszuka sobie innego miejsca na wydawanie swoich pieniędzy.
Hybrydy sprawiły, że Toyota i Hyundai na moment się uspokoiły, a Ford po raz kolejny sypnął ze skarbonki M-Sportowi. Jak jednak mówi sam prezydent FIA – 2,5 zespołu to za mało. Oczywiście, że to za mało. WRC są niestety coraz nudniejsze. W tym roku dominacja Kalle Rovanpery i kłopoty oraz błędy innych zawodników sprawiły, że na poważnie o tym, kto zostanie mistrzem, przestaliśmy myśleć gdzieś koło maja i Rajdu Portugalii. Nie rozumiem po co wciąż ludzie promotora sztucznie podkręcają atmosferę walki o mistrzostwo. Ludzie – emocje się skończyły parę miesięcy temu i każdy to widzi.
Może jeszcze trochę prądu?
I wciąż – 2,5 zespołu to za mało. Mam wrażenie, że brakuje w tych mistrzostwach trochę osobowości. Brakuje takiego rajdowego Lewisa Hamiltona i Maxa Verstappena. Brakuje ikry, charyzmy, charakteru, brakuje też trochę dramy, trochę Hollywood. F1 też jest hybrydowa i od lat producenci walą do niej drzwiami i oknami. A przecież wkrótce dołączą dwaj kolejni, czyli Porsche i Audi. Jest Mercedes, Ferrari, Alpine – każdy chce się pokazać w F1, ale nie każdy się tam dostanie.
Do WRC dostać mógłby się absolutnie każdy producent i mistrzostwa wzięłyby go z pocałowaniem ręki. Problem jest taki, że tym producentom do WRC się nie chce iść. Podczas Rajdu Portugalii w maju członkowie Renault Group, reprezentujący w tym przypadku markę Alpine, wyrazili teoretycznie zainteresowanie. Teoretycznie, bo realnie zainteresowani byliby wyłącznie w momencie, w którym WRC stałoby się serią w pełni elektryczną. To się nie wydarzy. Alpine interesuje się tylko autami elektrycznymi. Oczywiście w WRC, bo F1 hybrydy kompletnie im nie przeszkadzają.
Podobno jakieś zainteresowanie wyraziły też Skoda oraz grupa Stellantis (rajdowy rodowód w tej grupie mają chociażby Abarth, Citroen, Fiat, Lancia, Opel, czy Peugeot). Ale tu w sumie historia jest podobna – niby tak, niby jesteśmy zainteresowani – ale gdyby tak te wasze mistrzostwa były jeszcze trochę bardziej elektryczne. Koniec końców jeśli już, to uważam, że najprędzej do WRC dołączyłaby Skoda. Ale do tego aktualnie jest i tak bardzo, bardzo daleko.
To nic nie daje – żadnej wartości
Prezydent FIA często mówi o tym, że producenci nie są do końca zadowoleni z kształtu WRC. Płacą pieniądze i nie do końca jest to dla nich opłacalne. Nie dostają w zamian praktycznie niczego. „Oni mówią mi, że płacą pieniądze. Ja ich pytam – dostajecie w zamian jakąś wartość, jakiś realny zwrot? A oni odpowiadają – nie” – mówi wprost Ben Sulayem dla „DirtFish”. Mówi też, że trzeba to zmienić i posłuchać producentów. Pytanie, czy ktoś tam jeszcze potrafi słuchać?
Mistrzostwa świata nie mogą tak wyglądać. Nie chodzi tu nawet o samych zawodników (chociaż do kilku można by się przyczepić). Broń boże nie chodzi też o rajdy, o kalendarz. Nie w tym rzecz. Chodzi o brak producentów, o kompletny brak zainteresowania. O to, że WRC jest zarządzane tak, że nikogo nie przyciąga – a wręcz przeciwnie – zaczyna odstraszać. Czy my nie jesteśmy właśnie świadkami upadku?