Normy emisji spalin wymuszają na producentach samochodów poszukiwania rozwiązań, które pozwolą koncernowi motoryzacyjnemu w pewien sposób mieć ciastko i zjeść ciastko. Stworzyć na tyle ekologiczną konstrukcję, żeby zmieścić się w założeniach określonych przez urzędników w sprawie maksymalnej emisji spalin, a także zaproponować klientowi coś, z czego będzie on zadowolony. Początkowo wydawało się, że taki trudny do osiągnięcia kompromis wypracował Volkswagen.
Dynamika i bezawaryjność w teorii
Silniki 1.4 TSI miały być przełomem, ponieważ bezpośredni wtrysk paliwa, łańcuch rozrządu, turbosprężarki i niewielka pojemność, miały dać trzy rzeczy. Relatywnie niskie zużycie paliwa, dobrą dynamikę oraz wysoką trwałość. Podczas pierwszych jazd testowych, można było odnieść wrażenie, że Volkswagen zrealizował te założenia wręcz koncertowo i czeka tę jednostkę napędową prawdziwy rynkowy sukces. Jednak czas zweryfikował teoretyczne założenia.
Silnik 1.4 TSI – jeden wielki problem?
Niestety po czasie bardzo szybko okazało się, że silniki 1.4 TSI z początków produkcji mają swoje wady. Poważne awarie dotykały przede wszystkim napinacza łańcucha rozrządu. Miał on być bezobsługowy, okazało się inaczej. Dodatkowo kierowcy spotykali również pękające pierścienie i tłoki. Częstym zjawiskiem była również nadmierna konsumpcja oleju.
Skoncentruj się na tych jednostkach
Volkswagen stał przed sporym problemem wizerunkowym. Dlatego kolejna generacja silnika 1.4 TSI miała usunięte największe bolączki. Najlepiej jest szukać jednostek napędowych o oznaczeniu kodowym EA 211. Klienci mieli do dyspozycji moc od 122 KM do 150 KM. Oznaczenia jednostek napędowych, które warto wziąć pod uwagę to: CMBA, CPVA, CZCA, CZDB, CHPA, CPTA, CZEA, CZDA.