Początek sezonu dla Mercedesa jest niezwykle trudny. Lewis Hamilton jest cieniem samego siebie. Przede wszystkim, jest w potężnym cieniu swojego nowego zespołowego kolegi – George’a Russella. Zastanawiam się, czy starszy z Brytyjczyków będzie chciał kontynuować swoją karierę, jeśli taki stan rzeczy się utrzyma? Nie jest tajemnicą, że Lewis parę razy w ostatnich latach mówił głośno o odejściu z F1. Ona w wielu momentach zaczynała go nudzić.
Potencjalne dalsze starty fatalnym Mercedesem raczej nie poprawią tej sytuacji. Jedyne, co napędzało Hamiltona – powiedzmy w ostatnich dwóch latach – to chęć zwycięstw. Bicie rekordów, kolejne mistrzostwa świata. To na tym punkcie Hamilton był zakręcony, po to jeździł – aby walczyć o tytuł. Czy miotanie się gdzieś z tyłu, czy w środku stawki to jest coś, co mu wystarczy? Według mnie nie.
Sir Lewis to nie jest moim zdaniem facet pokroju Fernando Alonso, Kimiego Raikkonena, a nawet Sebastiana Vettela. Dla tej trójki na pewnym etapie kariery liczyło się tylko to, aby dalej jeździć. Nie ważne w sumie jakim autem. Bez możliwości walki o podia. Nie sądzę, aby Hamilton dołączył do takiego grona. Aby chciał rozmienić się na drobne i startować jeszcze np. trzy lata tylko po to, żeby skończyć sezon na ósmym miejscu. Wątpliwe dla mnie są też przenosiny Brytyjczyka do innej serii, chociażby do WEC. Nadal wydaje mi się, że to nie jest tego typu kierowca.
Lewis Hamilton równa się F1
Czy ktoś tego chce, czy nie, Lewis Hamilton równa się F1, a F1 równa się Lewis Hamilton. Przynajmniej od 2007 roku, kiedy wszedł do McLaren Mercedesa i nagle zaczął rządzić stawką. Wszystkie te sezony to przynajmniej jedno, a często o wiele więcej zwycięstw. To ciągłe podia. Dość powiedzieć, że już w pierwszym jego sezonie w Formule 1 pierwsze dziewięć startów to same podia. To jego 16 sezon w królowej motorsportu. I podczas tych wszystkich lat Sir Lewis stał się ikoną, legendą, stał się twarzą F1.
Hamilton nigdy nie mówił o jakichś przenosinach. Nigdy głośno nie rozważał żadnej innej serii. I wydaje mi się, że tej serii nigdy by nie zmienił. Nie w pełnym wymiarze, aby jeździć tam cały sezon i walczyć o punkty. Brytyjczykowi – szczególnie na tym etapie kariery – bliżej do celebryty, biznesmena i gwiazdy show-businessu, aniżeli do zwykłego kierowcy wyścigowego. Jak napisałem przed momentem, na ten moment Hamilton ma odebrane wszystko, co dodawało mu paliwa. Nie walczy o podia, nie mówiąc o zwycięstwach…
3. miejsce w Bahrajnie na start sezonu… ale potem „grande katastrofa” – 10. miejsce w Arabii Saudyjskiej. 4. miejsce w Australii, ale potem… dopiero 13. miejsce na Imoli. To sinusoida, tylko nie taka, do której Hamilton nas przyzwyczaił. Nie sinusoida między 1. a 3. miejscem. Tylko między 4., a 13… Do czego zmierzam – jeśli Mercedes nie poprawi bolidu i jeśli Lewis nie dostanie do końca tego sezonu realnej szansy walki o zwycięstwa – może nawet seryjne – to wątpię, że znajdzie motywację do dalszej jazdy.
F1 bez Hamiltona?
Wiele zależy od Toto Wolffa i jego zespołu. Wciąż jest dużo czasu, aby coś zmienić. Natomiast to nie jest do końca tak, że problemy z jednostką napędową da się wyeliminować ot tak w parę miesięcy. Ferrari przespało dwie duże zmiany regulaminowe i straciło 13 lat. To nie jest do końca tak, że ktoś wykonał fatalny silnik i ot tak go poprawi w dwa miesiące. Najgorsze jest to, że ci, którzy robili słaby silnik, tracili nie miesiące, a lata na poprawkach i dochodzeniu do tego, dlaczego bolid nie pracuje tak, jak powinien.
Obraz Lewisa Hamiltona w tym sezonie to przybity facet miotający się gdzieś za Pierrem Gaslym na 13. miejscu na Imoli. Kompletnie bez argumentów, bez prędkości, bez niczego. Jeśli dalsza część sezonu będzie tak wyglądać i jeśli Mercedes nie da Brytyjczykowi namacalnych dowodów na to, że będzie lepiej, nie sądzę, aby on chciał pozostać w F1. Nie ma ku temu przesłanek. Nie dla tak wielkiego mistrza.
Dla Brytyjczyka ten sezon jest nieznośny również z innego powodu. W trzech z czterech rozegranych dotąd wyścigów nowy w zespole George Russell był przed nim. Młody Brytyjczyk we wszystkich wyścigach sezonu ukończył w TOP5 jako jedyny kierowca w stawce F1. Russell jest 4. w punktacji sezonowej z 49 punktami, Hamilton dopiero 7. z dorobkiem zaledwie 28 oczek. Z jednej strony fatalny bolid… z drugiej strony bolid, którym George robi show. W przeciwieństwie do Lewisa…
Młody odbierze mu radość ze ścigania?
We wszystkich dotychczas rozegranych sesjach George prowadzi z Lewisem 12:8. Same wyścigi, w tym wyścig sprinterski, to 4:1 dla Russella. Kwalifikacje, których Hamilton jest absolutnym królem, najlepszym kierowcą w historii, 2:2. W Bahrajnie obaj weszli do Q3, Lewis był odrobinę lepszy. Arabia Saudyjska… Lewis odpada w Q1. Russell przebija się do Q3 i kończy na 6. miejscu. To był pierwszy potężny cios w starszego Brytyjczyka. Australia – obaj w Q3 i znów Hamilton lepszy o nieco ponad 0,1 s. Emilia Romania i obaj odpadają w Q2, ale Russell jest szybszy o prawie 0,4 s.
Podczas Grand Prix Emilii Romanii Russell pokonał Hamiltona we WSZYSTKICH rozegranych w ten weekend sesjach. Jak to mówią – pierwszym i najważniejszym rywalem w F1 jest twój kolega z zespołu. I Hamilton tę walkę przegrywa… poniekąd dając pożywkę tym, którzy przez ostatnie lata mówili głośno, że Lewis wygrywa dzięki bolidowi i ktokolwiek by nie wsiadł wtedy w Mercedesa, też by wygrywał. Kiedy bolid jest odrobinę słabszy, młody Russell „robi go” jak chce.
Nie wiem, czy Hamilton będzie chciał się dalej bawić w F1, jeśli to będzie tak wyglądało przez cały ten sezon. Wydaje mi się, że to wszystko co się dzieje w 2022 roku odbiera mu radość. Odbiera mu chęci na pozostanie w F1. Oczywiście on teraz chciałby przejść do Ferrari, bo Ferrari dominuje. Ale nie sądzę, aby te drzwi były dla niego kiedykolwiek otwarte. Szczególnie, że i Charles Leclerc i Carlos Sainz mają wieloletnie kontrakty. W przypadku Sainza – dopiero co parafowany. Myślę, że bliżej Hamiltonowi do tego, aby faktycznie przejąć klub piłkarski Chelsea FC razem z m.in. Sereną Williams. Ale to temat na inną historię.
F1 poradzi sobie bez Lewisa…
F1 poradzi sobie bez Lewisa, bo są młodsi… i wychodzi na to, że lepsi. Nie mówię nawet o samym Maxie Verstappenie. Leclerc, Sainz, Russell. Russell to zresztą jeden z najlepszych juniorów, jaki pojawił się w F1 w ostatnich latach. Jeśli miałbym postawić na TOP3 młodych kierowców, którzy weszli do Formuły 1 po debiucie Hamiltona, to postawiłbym właśnie na Russella, Verstappena i Leclerca.
George ma kapitalny warsztat, który zdobywał wcześniej w niższych seriach i tułając się w Williamsie. Nie ważne, czy to F3 (w tym przypadku jeszcze GP3), czy F2 – gdzie wchodził, dominował. I to naprawdę… DOMINOWAŁ. To w przyszłości może być mistrz świata, o ile oczywiście dostanie odpowiedni bolid. Wobec tych nazwisk – Russell, Verstappen, Leclerc i ich niesamowitej kariery w juniorskich sesjach… widząc, jak to się przekłada na starty w F1, żałuję tylko jednego.
Żałuję, że do F1 nie trafił jeszcze Oscar Piastri. Po startach w brytyjskiej F4 i Formule Renault Australijczyk w 2020 roku wszedł do F3 i… został mistrzem. W 2021 roku zadebiutował już w F2 i… też został mistrzem. I to z gigantyczną przewagą. Mam wrażenie, że mamy tu do czynienia z niewiarygodną skalą talentu. Być może przekraczającą nawet potencjał Russella, Leclerca i Verstappena. Piastri – jeśli oczywiście dostanie szansę – może zdominować ten sport na lata.