Od czasu ubiegłorocznego Rajdu Barbórka Polacy powinni z ostrożnością podchodzić do tzw. wyrozumiałości policji. Zabieranie dowodów rejestracyjnych wyczynowym autom rajdowym udowodniło, że każda absurdalna luka w prawie, może być bezwzględnie wykorzystana przez policję. Z tego względu nielegalność elektrycznego hamulca pomocniczego należy potraktować poważnie.
W czym tkwi problem?
Okazuje się, że zamęt sieje Rozporządzenie Ministra Infrastruktury z 31 grudnia 2002 r. w sprawie warunków technicznych pojazdów oraz zakresu ich niezbędnego wyposażenia. W owym czasie resortem kierował Marek Pol (Unia Pracy), który w rozdziale 4 wyraźnie określił obowiązkowe kwestie hamulców w samochodzie.
Po pierwsze akt prawny wymaga obowiązkowego wyposażenia auta w hamulec awaryjny. Taki mechanizm musi mieć m.in. „regulowaną intensywność hamowania”. Tu pojawiają się problemy, bo hamulec postojowy na przycisk nie umożliwia kierowcy kontroli nad siłą hamowania. „Prztyczek” nie może być też uznany za hamulec awaryjny, bowiem dokument określa też czym jest hamulec pomocniczy.
Konsekwencje mogą być poważne
Efekt jest tego taki, że oprócz przycisku, auto powinno mieć dźwignię hamulca ręcznego. Może mieć za to „tradycyjny” ręczny, ale bez hamulca postojowego. W tych okolicznościach każdy policjant ma pełne prawo do zatrzymania dowodu rejestracyjnego, jeśli zauważy brak dźwigni. Idąc tym tropem, także diagnosta nie powinien podbić przeglądu. Zwłaszcza, że mógłby mieć postępowanie, w którym musiałby uzasadnić, na jakiej podbił przegląd takiego auta wbrew obowiązującym przepisom.
Wiara w to, że nikt nie będzie się o to czepiał jest trochę złudna. Z tego względu 20 stycznia 2022 r. do Ministerstwa Infrastruktury wpłynęła interpelacja w tej sprawie od posła Platformy Obywatelskiej, Konrada Frysztaka. Czy to pomoże szybko usunąć ten bubel prawny z przepisów? Wkrótce się przekonamy.