Wielokrotnie podawałem tutaj przykłady tego, że samochód elektryczny może być nawet dwa razy droższy od jego spalinowego odpowiednika. Wiecie – dokładnie ten sam model, ten sam wygląd, to samo wyposażenie i co? Wersja spalinowa kosztuje 70 tysięcy, a elektryczna już 140. To normalna sytuacja – wystarczy przejrzeć ofertę poszczególnych producentów.
Ale w mojej głowie pojawiła się myśl – przecież nikt nie każe nam kupować nowego samochodu z salonu. Może trzeba poszukać wśród samochodów używanych? Przecież większość z nas właśnie tak szuka dla siebie nowego samochodu. Nie w salonie, tylko na serwisach z ogłoszeniami. Raczej nie kupujemy nowych aut, tylko używane.
W momencie pisania tego artykułu na „Otomoto” znajdowało się 1500 ogłoszeń z samochodami elektrycznymi. 634 z nich dotyczyło samochodów używanych. Po zaznaczeniu opcji, że nie interesują nas auta uszkodzone, liczba zmalała do 581. Nawet wtedy dostajemy masę samochodów bez baterii, albo takich, na które więszkość z nas nigdy nie zwróci uwagi. Wiecie o co chodzi – malutkie, miejskie autka. Jeśli ktoś ma jakąkolwiek rodzinę, nie wybierze takiego auta.
Zresztą, ogłoszenia na „Otomoto” sporo nam mówią. Wydaje się, że z elektrykami jest dosyć spory problem. Problem taki, że jakiekolwiek naprawy są tak drogie, że ludzie wolą sprzedać auto. To samo dotyczy baterii – to nie jest przypadek, że ludzie wystawiają sprawne auta bez baterii. Za jakimkolwiek rozsądnym samochodem trzeba naprawdę pogrzebać.
Tanio, czy drogo?
W końcu jest – Nissan Leaf. Rocznik 2013, moc na poziomie 109 koni mechanicznych, 70 tysięcy przejechanych kilometrów. Cena? Nieco ponad 35 tysięcy złotych. Co może przyjść do tego w kontrze? Np. Citroen DS3 z 2013 roku, moc 120 koni, 70 tysięcy przejechanych kilometrów – niecałe 29 tysięcy. Jest jeszcze Renault Megane, czy Hyundai i40.
Za niecałe 37 tysięcy można kupić Renault Zoe. Generalnie można przyznać, że to jest bariera, od której zaczynają się pojawiać normalne, sprawne samochody. W cenie do 40 tysięcy złotych uparty już na pewno znajdzie coś dla siebie. A jak to będzie z samochodami spalinowymi? Cena do 40 tysięcy, rok produkcji od 2013 w górę.
No i tutaj mamy bajkę, bo wybór jest spośród ponad 6 tysięcy aut. I tutaj już naprawdę jest w czym wybierać… włączając w to chociażby 4-napędowego Mitsubishi Lancera z 2015 roku o mocy prawie 170 koni mechanicznych. Nie mówiąc o 240-konnym Mondeo z 2014 roku, czy 220-konnej Insignii.
Podsumowując… da się kupić samochód elektryczny stosunkowo tanio. Można zrobić to z sympatii, dla idei – nie wiem. Ale można. Do 40 tysięcy znajdziemy już w miarę zadowalający nas egzemplarz sprzed 8, 9 lat. Natomiast jeśli ktoś po prostu szuka dla siebie nowego auta i nie interesuje go napęd, to raczej wybierze coś z gamy aut spalinowych. W tej samej cenie można znaleźć perełki. Nie tylko o wiele bardziej atrakcyjne pod kątem wyglądu, ale także parametrów technicznych. Nie mówiąc nawet o kwestii zasięgów.
Zdjęcia poglądowe