Tempo Hołka było dla nich sensacją…
Hołowczyc i Kurzeja rozpoczęli sezon od startu w Baja Aragon w Hiszpanii. Listę zgłoszeń wypełniły wtedy same znakomitości. Sebastien Loeb, Nani Roma, Mattias Ekstrom, Nasser Al Attiyah, Yazeed Al Rajhi, Orlando Terranova itd. Łącznie na starcie oprócz Hołka stanęło 131 kierowców samochodów rządnych jak najlepszych wyników.
Legenda polskich rajdów znakomicie odnalazła się w tych okolicznościach. Hołowczyc jechał kapitalnym tempem. Po 100 km pierwszego etapu prowadził, zostawiając za sobą wszystkie gwiazdy startujące w rajdzie. W pewnym momencie Hołkowi przytrafił się kapeć, przez co na jednym z międzyczasów tracił ponad 3 i pół minuty. Ostatecznie Polacy dojechali do mety ze stratą 2 minut i 43 sekund, co pokazało jakie niesamowite tempo w nich drzemie.
Niestety, już na starcie drugiego oesu doszło do awarii układu przeniesienia napędu. To przekreśliło jakiekolwiek szanse na dobry wynik i Hołowczyc z Kurzeją musieli wrócić do domu z zerowym dorobkiem. Natomiast ich tempo było wręcz sensacyjne.
Ale potem była Hungarian Baja
Po spokojnym prologu, Hołowczyc rozkręcił się na Węgrzech na dobre. Wygrany drugi odcinek, wygrany trzeci odcinek, po chwili też czwarty. W pewnym momencie przewaga wzrosła do niemal 3 minut. Nikt nie miał wątpliwości, kto jest w tym rajdzie najszybszy. Pod koniec pierwszego dnia Polacy odpuścili, aby uniknąć uszkodzeń samochodu. Spadli tym samym na drugie miejsce, minutę za Al Rajhiego.
Na OS6 wszystko wróciło do normy. Hołek nacisnął i odrobił niemal połowę straty do Saudyjczyka. Polak ewidentnie był w ten weekend najszybszy. Wtedy doszło do sytuacji bez precedensu. Po ostatnim odcinku specjalnym Hołowczyc i Al Rajhi mieli identyczny czas. Ostatecznie zwyciężył nasz kierowca, o czym decydowała wyższa pozycja na pierwszym odcinku niebędącym odcinkiem kwalifikacyjnym. Wtedy – na OS2 – zdecydowanie wygrał Hołek, co dało mu końcowy triumf w całym rajdzie.
Baja Poland – witamy w domu
Nikt nie miał najmniejszych wątpliwości kto będzie faworytem do zwycięstwa na Baja Poland. Rekordzista tej imprezy – Hołowczyc – rozpoczął od zwycięstwa już na odcinku kwalifikacyjnym. Po dwóch przejazdach przez poligon w Drawsku Pomorskim jego przewaga nad Al Rajhim wynosiła już niemal 8 i pół minuty.
Podczas drugiego etapu organizator przygotował cztery zdecydowanie krótsze odcinki specjalne. W tym momencie każdy wiedział już, że wyłącznie katastrofa może odebrać Hołkowi zwycięstwo. Żadna katastrofa naturalnie nie miała miejsca, a Hołowczyc jeszcze powiększył swoją przewagę, wygrywając w Szczecinie z przewagą 10 minut i 40 sekund i potwierdzając, że to on jest najszybszym kierowcą zarówno pucharu świata, jak i pucharu Europy.
Włoskie niebo zapłakało
Napędzeni Polacy zjawili się we wrześniu na Italian Baja. Niestety, o dobrym wyniku zapomnieliśmy już po pierwszym dniu rywalizacji. Wszystko zaczęło się od rolki na pierwszym oesie… szkoda, bo nie wynikała ona nawet z błędu załogi, a po prostu, z pechowego zbiegu okoliczności, których na rajdach też przecież nie brakuje.
Drugiego dnia duet wrócił do rywalizacji, chociaż szans na duże punkty i pierwszą dziesiątkę klasyfikacji generalnej już nie było. Natomiast w czystej walce Hołowczyc i Kurzeja roznieśli w pył wszystkich swoich rywali, jednocześnie znów udowadniając, kto jest najszybszy, jeśli chodzi o czyste rajdowe tempo…
Podsumowując…
Jeśli popatrzymy na czyste tempo, którym w tym roku dysponuje Hołowczyc, równie dobrze mógł mieć na tym etapie sezonu nie 55,5 punktu, a grubo ponad 100, czyli absolutny komplet. Na każdym rajdzie, bez nawet jednego wyjątku, Hołek dysponował prędkością pozwalającą na wygranie wszystkiego, z każdy i w każdych warunkach.
Nie miało dla niego znaczenia czy rywalizuje właśnie z Loebem, Al Attiyahem i Romą, czy „tylko” z Al Rajhim i Seaidanem – Hołowczyc absolutnie dominował. Jeśli jechał swoim tempem i nie trapiły go żadne problemy z samochodem – wygrywał. A teraz uświadomcie sobie, że nie mówimy o 20-latku, tylko o facecie, który ma prawie 60 lat na karku. To jest jakiś absolutny fenomen na skalę światową.