Stary, używany diesel, wkrótce może być jednym z najbardziej pożądanych dóbr na rynku. To wcale nie jest żart. Według badań, ponad 80% Polaków odczuwa już skutki inflacji. Ponad 50% osób zmieniło już swoje nawyki, jeśli chodzi o zakupy. Ponad 60% osób nie ukrywa, że jeśli ceny nadal będą rosnąć, to przerzucą się na tańsze zamienniki.
Ludzie mają problem, bo ceny rosną w chorym tempie. Jednocześnie ich zarobki stoją na tym samym poziomie. Niech świadczy o tym kolejna statystyka, którą podaje „Interia”. Prawie co drugi Polak twierdzi, że jego zdrowie psychiczne pogorszyło się w trakcie ostatniego roku. Co czwarty zaznacza, że miało to związek ze wzrostem cen w naszym kraju.
Te statystyki odnoszą się do ogółu, ale takie to pocieszenie? Rynek motoryzacyjny też ma w tym udział. Aktualnie tankujemy benzynę 95-oktanową średnio za 5,74 zł, diesel za 5,43 zł, a gaz za 2,69 zł. Kiedy ostatnio widzieliście na stacjach takie ceny? Z 5 lat temu? 8 lat temu? Ale już mniejsza z tym – różnica między litrem diesla i litrem benzyny to średnio 31 groszy. Tankując bak o pojemności 40 litrów różnica przekracza 12 zł. Może jednorazowo to nie aż tak dużo, ale jeśli tankujesz do pełna np. 5 razy w miesiącu… Tutaj już mamy 60 zł różnicy.
Ludzie oszczędzają. Na wszystkim!
Ludzie będą szukać oszczędności, więc na ceny paliw też będą patrzeć. Może być tak, że zaczną sprzedawać nowsze auta, np. benzynowe i będą się przerzucać na te starsze diesle. To byłoby bardzo logiczne. A teraz zobaczcie sobie, w którą stronę generalnie idzie rynek. Inflacja, ceny rosną, ludzie szukają przy zwykłych zakupach tańszych zamienników i zmieniają nawyki, a tymczasem producenci co rok zwiększają ceny aut.
Po co są te nowe auta? Dla kogo? Kto normalny wyda 50 tysięcy na jakiś najbardziej podstawowy model? No bo przecież za rozsądny, w miarę komfortowy i dysponujący jakąś tam zadowalającą mocą, to bez 100 tysięcy nie podchodzić. Czy to nie wydaje się wam śmieszne? Chociaż to bardziej śmiech przez łzy.