Są ludzie, których bardzo boli konfiskata samochodu. Tzn. na razie boli ich sam pomysł wprowadzenia takiej kary. Konfiskata miałaby obowiązywać np. kierowców siadających za kierownicę po alkoholu. Ale moim zdaniem można by to nawet rozszerzyć – chociażby na piratów drogowych, którzy pomylili drogę publiczna z torem wyścigowym.
Nie chodzi tu o to, aby karać konfiskatą pojazdu kogoś, kto przekroczy prędkość o 10 km/h, albo gdzieś w lesie zdecydował się na wyprzedzanie na podwójnej ciągłej, która bóg wie z jakiej przyczyny się tam w ogóle znalazła. Chodzi o zachowania skrajne i prawdziwą drogową patologię. Czyli o kogo?
No właśnie na przykład o tych, którzy siadają za kierownicę po alkoholu. Znacie te nagłówki z gazet „Miał 2,5 promila, wjechał samochodem w przystanek z dziećmi”. Kolejnym przykładem mogliby być piraci drogowi. Ale nie mówimy tu o tych, którzy przekroczą prędkość o 10 km/h, a na przykład o tych, którzy dwukrotnie przekraczają prędkość – np. na ograniczeniu 70 jadą 140, na ograniczeniu 90 jadą 180 itd.
Konfiskata samochodu to pomysł idealny
Nie wiem – to tylko przykład. Ktoś mądrzejszy może wymyślić inny przelicznik. Dość już mam tych bohaterów, którzy jeżdżą „szybko ale bezpiecznie”, a potem zabijają komuś rodzinę, albo sami po wypadku lądują na wózkach inwalidzkich. Nie ma czegoś takiego, jak szybko ale bezpiecznie. Droga to nie odcinek specjalny, ani nie tor wyścigowy. Jak jeden z drugim czują że mają moc, to każdy może wystartować w rajdzie amatorskim i tam pokazać swoją szybkość, a nie na prostej, wyprzedzając po drodze na dwóch skrzyżowaniach i trzech przejściach dla pieszych.
Tematu wsiadania za kółko po alkoholu nie chce mi się nawet poruszać. Wydaje mi się, że to jest akurat oczywiste. Nie potrzebujemy takich ludzi na drogach. Robisz to, tracisz samochód. Pojawiają się eksperci mówiący o tym, że to nie ma sensu, bo ostatnio jakiś pijany dziadek jechał Daewoo Matizem i koszty postępowania by przekroczyły wartość samochodu. Ale ja się pytam – co z tego? Skoro jeździ Matizem, to znaczy, że nie stać go na lepsze auto. To znaczy, że ten Matiz jest dla niego czymś wartościowym. Jeśli go straci, to nie będzie miał czym jeździć i dokładnie o to w tym chodzi.
Co z tego, że większość pojazdów w naszym kraju ma ponad 10 lat. Już widzę Janusza, który machnie ręką na to, jak mu odbiorą ukochany samochód o wartości 20, czy 30 tysięcy. Prędzej się popłacze z żalu, niż przejdzie z tym do porządku dziennego. Kupi nowy samochód i będzie dalej jeździł? Może tak, może będzie już bał. Ale chodzi właśnie o to, żeby się bał i nie siadał. System kar w naszym kraju jest aktualnie po prostu śmieszny i kar nikt się nie boi. Najwyższy czas w końcu to zmienić. A przy ten konfiskacie nie powinno być żadnego postępowania – to powinien być automatyczny proces. Łapie cię policja, wydmuchujesz 1,4 promila, tracisz auto na 3 lata. Proste!
Kogo to interesuje?
Jeden z ekspertów cytowany przez „Interię” mówi też o tym, że nietrzeźwy sprawca wypadku ponosi już różne koszty itd. Ale zapytam po raz trzeci – co z tego? Czy panu ekspertowi jest sprawcy takiego wypadku żal? Mi w ogóle, bo mam świadomość, że następnym razem może ten kierowca zabić członka mojej rodziny. Co wtedy? Też mam powiedzieć, że to nic… że mamy go zostawić w spokoju, bo będzie miał obciążenia finansowe, jak np. płacenie świadczenia na rzecz Funduszu Sprawiedliwości itd.?
No nie, będę miał to gdzieś. Tak samo będę miał gdzieś to, skąd weźmie pieniądze na policyjny parking itd. Bo pan ekspert pyta kto zapłaci za ubezpieczenie, zabezpieczenie i przechowywanie tych aut? No kto? Właściciel samochodu – a kto inny? Nie zrozumcie mnie źle… ale ja po prostu mam gdzieś tych „bezmózgów”, którzy siadają po pijaku za kółko, albo latają przez miasto po 180 i twierdzą, że oni jeżdżą szybko ale bezpiecznie. Mam gdzieś to, skąd wezmą pieniądze na pokrycie tych kosztów i mam gdzieś jak będą sobie radzili bez samochodu. O tym trzeba myśleć wcześniej.
Szczerze mówiąc rozśmieszyła mnie ostatnio sprawa pewnego pana piłkarza, który po pijaku wjechał w autobus. Oczywiście stracił prawo jazdy itd. Ale pan piłkarz się odwołał, bo uważa to za niesprawiedliwe. I chce, aby prawo jazdy oddali mu jakoś szybciej… no bo on jest ekspertem w telewizji i musi dużo jeździć… i ogólnie bardzo potrzebuje tego prawka, bo jak go nie ma, to to mu komplikuje pracę.
No tak… to w takim razie chyba mu oddamy to prawko za 2 miesiące…
No ale do cholery, o tym trzeba było myśleć wcześniej, zanim wsiadł wypity za kierownicę auta. Nie interesuje mnie to, jak będzie dojeżdżał teraz do pracy. Los takich ludzi jest mi obojętny dopóki, dopóty zapłacą karę za swoją bezmyślność. Nic innego mnie w ich sprawie nie interesuje, bo za swoje błędy trzeba płacić.
Może ta konfiskata samochodu w końcu coś zmieni. Może na urodzinach u szwagra przykładowa żona już nie przymknie oka, żeby „stary” wrócił do domu autem, bo przecież mają tylko 10 kilometrów, jest 2 w nocy, a w ogóle to na bocznych nie stoją. Tym razem weźmie klucze, schowa ja, a „staremu” da w pysk za samą propozycję jazdy pod wpływem. Może myśl, a raczej przeraźliwy strach – co zrobimy bez auta przez 3 lata – coś zmieni?
Albo u tego przykładowego pirata drogowego. Teraz ma gdzieś, czy za miastem jedzie 80, 150, czy 220… Ale może kiedy będzie miał przed sobą wizję, że zaraz zabiorą mu auto, to będzie myślał inaczej? Może wtedy sobie to przeanalizuje – mam 20 kilometrów do roboty, muszę jeździć do dziewczyny, mam remont, muszę jeździć do sklepu. Życie bez samochodu to utrapienie. Będę musiał wstawać godzinę wcześniej i jeździć pełnym, rozgrzanym autobusem pośród setek dzieci jadących do szkoły? No to może jednak zwolnię, żeby mi tego samochodu nie zabrali?
Podsumowując… konfiskata samochodu może coś zmienić
Bardzo bym chciał, żeby tak właśnie działały przepisy. Żeby miały jakąś rolę wychowawczą. Żeby strach przed karą skutecznie zniechęcił do jazdy po alkoholu, czy do piracenia 180 na drodze o ograniczeniu 80… Koniec z patologią na polskich drogach i już.