Trzeba przyznać, że w przypadku pucharowej MX 5 ciężko jest się nie zachwycać. Fotel i klatka robią swoje, jednak po kilku ruchach rodem z planszy “Twistera” siedzimy w środku. Wewnątrz jak to w wyścigówce, dość spartańsko. Cyfrowe zegary umieszczone zaraz za demontowaną kierownicą, kryją najważniejsze dane dotyczące samochodu i czasów okrążeń. Mimo, że auto wygląda jakby pozbywając się wyposażenia zszedł poważnie z wagi, to ta nie różni się zbytnio od cywilnej wersji. Ciekawostką jest, że biały kolor jakim pomalowane są cup’ówki ma dwie dodatkowe zalety. Po pierwsze jest to kolor bazowy, a tym samym najtańszy. Jest to sport, który czasem potrafi być dość kontaktowy, a tym sposobem zdecydowanie obniżamy koszty lakierowania uszkodzonych elementów. Po drugie Mazda pomalowana białą bazą jest o 7 kilogramów lżejsza niż w przypadku innych, wielowarstwowych kolorów.
– Pierwsze kilka okrążeń pokonałem z pozycji fotela pasażera, teraz czas na mnie. “Szelki” dopięte, zielona flaga wpuszcza nas na pętlę toru Słomczyn. DNA znanego nam roadstera, w przypadku tej wyczynowej wersji jest jeszcze bardziej wyraziste, a tym samym sprawia jeszcze więcej frajdy. To o czym niejeden posiadacz MX5 na pewno marzył tutaj jest w standardzie. Więcej mocy, więcej przyczepności, łatwość w prowadzeniu i przewidywalność. Właśnie tak w kilku słowach można opisać to auto. MX5 Cup to generator szerokiego uśmiechu, które zachęca i cholernie kusi, żeby każde kolejne okrążenie pokonywać z coraz mniejszym marginesem błędu – mówił jeden z uczestników testów.
Czy taka inicjacja ze światem prawdziwego ścigania ma szansę na powodzenie? Zdecydowanie tak! Rozsądne koszty oraz świetnie przygotowane auto bronią się same. Mazda MX5 Cup może być ciekawą i atrakcyjną cenowo odskocznią od startów w seriach międzynarodowych. Liczymy na sukces i ciepłe przyjęcie serii! Do zobaczenia na torze Poznań!