Jak rozwija się Izera? Polski samochód elektryczny to nadal wyłącznie mokry sen projektantów. Spółka ElectroMobility Poland powstała w październiku 2016 roku. Przez cztery lata udało się zatem wymyślić nazwę marki i logo. No tak, jeszcze przeprowadzić kilka konkursów na projekty itd. Wyszło z nich, że polski samochód nie będzie miał w sobie prawie nic polskiego. Ale mniejsza z tym.
W lipcu tego roku ogłoszono nazwę projektu – Izera. Niemiecka technologia, włoski design itd. Minęły zatem trzy miesiące i na razie nie ustalono nawet miejsca, w którym pojawi się fabryka, w której Izery będą składane. Uruchomienie fabryki zaplanowane jest na 2021 rok. Biorąc pod uwagę, że na razie nie wiadomo nawet gdzie ona powstanie… No nic. Nie krytykujmy. Może zdążą.
Co z tego będzie?
Polski samochód elektryczny ma wyjechać na drogi w 3 kwartale 2023 roku. Nie chcemy być złośliwi, ale znając polskie realia i pracę na czas, to wyjedzie w 2024, albo i później. Czy do tego czasu Polacy zdążą się już zainteresować elektrykami? Ciężko powiedzieć… może, raczej nie. A jeśli już ktoś w ogóle się zainteresuje elektrykami, to czy rzuci się na Izerę?
No nie, raczej nie. Po co inwestować w coś drogiego, niesprawdzonego? W 2023 roku na rynku ma pojawić się nowa Tesla. Tesla, której cena ma wynosić tyle, ile zwykły benzyniak średniej klasy. Za nowy samochód zapłacimy ok. 25 tysięcy dolarów. A Tesla to Tesla, już teraz ma lata doświadczenia, swoje technologie i słownego właściciela.
I ta sama Tesla będzie tańsza, prawdopodobnie będzie miała lepszy zasięg i większą moc. Jak na takim rynku ma poradzić sobie niedoświadczony świeżak? Nie wiadomo. Ale Izera to wciąż tylko projekt. Żeby się nie okazało, że Elon Musk prędzej wyśle ludzi na marsa, niż Izera wyjedzie na drogi. On w przeciwieństwie do niektórych swoje plany sumiennie realizuje. W polski samochód na razie wierzymy tak mocno, jak w nowoczesny polski tor wyścigowy. Obyśmy wkrótce musieli bić się w pierś.