Ubezpieczeń autocasco nie mają radiowozy, pojazdy straży pożarnej, ale też wiele innych, jak te ze Służby Ochrony Państwa, czy też Straży Granicznej – podaje „Onet”. Oznacza to ni mniej ni więcej tyle, że jeśli dojdzie do uszkodzenia samochodu z winy funkcjonariusza, to kosztami naprawy obarczony jest budżet kraju, bądź sam kierowca.
Po raz ostatni do takiego zdarzenia doszło w lutym. Wtedy nastąpiło uszkodzenie radiowozu w trakcie wykonywania czynności służbowych. Policjantka nie dość, że została ukarana mandatem, to jeszcze zrzucono na nią wszelkie koszty naprawy. Wtedy do MSWiA popłynęły kolejne zapytania odnośnie tego, kiedy samochody służb będą w końcu posiadały AC?
Oczywiście politycy dalej wiedzą swoje. Niby były szeregi analiz itp., z których miało jednoznacznie wyjść, że autocasco jest nieopłacalne i jego koszt ma przewyższać ogólną wartość poniesionych strat. Niestety, w praktyce oznacza to tyle, że policjanci muszą ubezpieczać się sami.
Kiedy policjant wyrządzi szkodę nieumyślnie, wtedy musi zapłacić odszkodowanie, które nie może przewyższyć kwoty jego trzymiesięcznego uposażenia. Gorzej, kiedy stwierdzi się, że policjant dokonał szkody umyślnie. Wtedy musi pokryć pełny koszt naprawy.
Wielu funkcjonariuszy decyduje się zatem na własne OC. W przypadku, dojdzie do uszkodzenia pojazdu służbowego, policjant, ale też np. strażnik graniczny, jest wtedy chroniony. A jeśli funkcjonariusze z własnej kieszeni muszą sobie wykupywać polisy do pracy, to chyba każdy się zgodzi z tym, że mamy do czynienia z sytuacją absolutnie patologiczną. Politycy wiedzą swoje.