Jak podaje portal „Interia”, obniżki dopłat potwierdził wiceminister klimatu, Ireneusz Zyska. On wycofał się z pierwotnej obietnicy i stwierdził, że poziom kilkunastu, bądź kilkudziesięciu tysięcy dopłaty do samochodu elektrycznego jest zbyt wysoki.
Rządowa obietnica była taka, że będzie można liczyć na dopłatę 30% wartości samochodu, którego pierwotna cena nie przekracza 125 tysięcy, co… umówmy się – jak na samochód elektryczny, jest kwotą małą.
Wychodzi na to, że była to tylko kolejna obietnica, rzucona przez rządzących ot tak sobie. Wskazuje na to wypowiedź wiceministra, który zaznaczył, że dopiero teraz przeprowadzana jest analiza rynku, na podstawie której wyznaczony zostanie nowy pułap dopłaty.
Wiceminister dodał też, że poziom „kilkunastu, czy kilkudziesięciu tysięcy jest za wysoki”. Co to oznacza? Że po analizie rynku wyjdzie na to, że do samochodu o wartości 120 tysięcy rząd dopłaci nam 5 tysięcy? A może 2? A może okaże się, że w ogóle nie może sobie na to pozwolić?