Znacie to dobrze z polskich dróg: ilekroć ma miejsce kolizja bądź wypadek, na drodze momentalnie tworzą się gigantyczne korki. Dzieje się tak nawet wtedy, gdy rozbite auta stoją na poboczu i droga powinna być zupełnie przejezdna. Wszystko przez domorosłych paparazzi, którzy z kabiny swoich samochodów robią zdjęcia mijanych wraków i ofiar wypadków. To jedno z najbardziej irytujących zachowań na polskich drogach.
Niemcy też mają z tym duży problem
W maju tego roku dosyć głośno zrobiło się na ten temat, gdy do sieci trafił film nakręcony przez niemiecką policję, który z miejsca stał się viralem. Bohaterem nagrania był funkcjonariusz Stefan Pfeiffer, który podczas usuwania skutków wypadku na autostradzie A6 wyłapywał kierowców robiących zdjęcia ofiarom.
Funkcjonariusz nakazywał kierowcom wyjście z samochodu i zachęcał do obejrzenia ofiary wypadku z bliska. W efekcie niedzielni fotoreporterzy strzelali przysłowiowego “buraka” i pełni skruchy odwracali wzrok od miejsca tragedii. Policjant nakładał na nich karę za utrudnianie pracy służbom ratunkowym, a sam filmik zrobił większą robotę niż niejedna kampania społeczna za grube miliony.
Teraz robienie zdjęć będzie przestępstwem
Sam filmik był tylko przystawką do dalszych działań niemieckiego rządu. Tamtejsi politycy zdecydowali, że „wykonywanie i przekazywanie zdjęć, które w mniej lub bardziej okropny sposób obnoszą się ze zmarłymi”, należy w przyszłości uznać za przestępstwo. Będą za to grozić wysokie grzywny, a nawet kara pozbawienia wolności do dwóch lat.
Jak dotąd niemieckie prawo karne chroniło tylko żywe osoby przed poniżającymi obrazami. W przypadku zmarłych takie nagrania były uważane jedynie za naruszenie dóbr osobistych.
Przepisy postanowiono zaostrzyć ze względu na wszechobecne aparaty komórkowe, przez które tego typu zdjęcia pojawiają się coraz częściej m.in. w internecie. Do tej pory krewni ofiar mogli żądać jedynie usunięcia zdjęć ze stron internetowych, ale to się skończy, gdy tylko nowe przepisy ostatecznie zatwierdzi Bundestag.
Smartfon pod spódnicą również zakazany
Robienie zdjęć wypadków samochodowych to nie wszystko. Poprawki, które wprowadził niemiecki rząd, odnoszą się do szerszego problemu związanego z wykorzystywaniem aparatów w smartfonach. Chodzi o tzw. „upskirting”, czyli potajemne fotografowanie dekoltów i części intymnych.
Innymi słowy chodzi o wsuwanie smartfona pod spódniczki przypadkowo napotkanych pań. Jeśli skrzywiliście się na samo wyobrażenie takiej sytuacji, to znaczy, że wszystko z wami w porządku. Ale okazuje się, że nie wszyscy mają równo pod sufitem, bo problem jest dosyć powszechny, a zdjęcia często lądują na stronach pornograficznych.
Do tej pory upskirting był traktowany jako wykroczenie, o ile fotograf nie dotknął lub nie znieważył swojej ofiary. Przyczynkiem do zaostrzenia przepisów w tym zakresie była internetowa petycja założona przez dwie kobiety, pod którą podpisało się 100 tys. osób. Celem petycji było wprowadzenie surowych kar za tego typu proceder i wszystko wskazuje na to, że inicjatywa zakończy się sukcesem.
Jak nie kijem go, to pałką!
Dobre praktyki trzeba powielać, dlatego liczę, że niemieckie przepisy znajdą też odzwierciedlenie w polskim ustawodawstwie.
Wracając do wątku motoryzacyjnego: obecnie według polskiego prawa karalne jest tylko używanie telefonów podczas jazdy, ale jak widać, to za mało, żeby powstrzymać mobilnych paparazzi od blokowania dróg podczas zdarzeń drogowych. Nie wspomnę już o tym, jak musi czuć się rodzina zmarłych osób, które zostają uwiecznione na tego typu fotografiach.
Swoją drogą przykre to jest, że w XXI wieku ludzi nadal trzeba uczyć pewnych zachowań przy pomocy zakazów i gróźb. W idealnej rzeczywistości każdy normalny człowiek powinien mieć na tyle ogłady, żeby wiedzieć, czego robić nie wypada. Ale jak się okazuje, granica między szympansem a cywilizowanym człowiekiem wciąż jest bardzo cienka.
Bundestag głosował nad limitem prędkości na niemieckich autostradach