Rajd Dolnośląski był rozgrywany w wyjątkowo niesprzyjających, trudnych warunkach. Z nieba padał ulewny deszcz, było ślisko, na trasie szybko po głębokich cięciach pojawiał się syf i błoto. Ogromne znaczenie w takich okolicznościach odgrywają oczywiście opony – wszak to one są jedynym elementem samochodu, który ma bezpośrednią styczność z asfaltem.
W Rajdzie Dolnośląskim czarne złoto liczyło się szczególnie mocno. Zawodnicy mieli do pokonania aż 216 kilometrów oesowych w trzy dni.
Od samego początku w walce o najwyższe lokaty było trzech kierowców – Bryan Bouffier, Marcin Słobodzian oraz Sylwester Płachytka. Francuz od początku radził sobie znakomicie, dobre tempo prezentował też Słobodzian, natomiast on w sobotę popełnił błąd i wyleciał z drogi, przez co stracił sporo czasu. Takich problemów nie mieli zawodnicy jadący na oponach Michelin – zarówno Bouffier, jak i Płachytka pewnie stawiali się na mecie kolejnych oesów.
Płachytka zresztą zachwycał swoim tempem i kolejny raz był w stanie wygrywać odcinki specjalne. Bouffier kontrolował tempo, a kiedy było trzeba, to zaatakował na samym finiszu. Dzięki triumfowi w Rajdzie Dolnośląskim i dodatkowych pięciu punktach za Power Stage francuski kierowca został ostatecznie drugim wicemistrzem Polski. O to miano walczył on zresztą do samego końca z samym Płachytką.
Słobodzian po sobotnim błędzie dwoił się i troił, ale nie dał rady dogonić pierwszej dwójki. Do Bouffiera stracił ostatecznie 54,0 s, do Płachytki 15,9 s. Opony Michelin poradziły sobie w tych niezwykle wymagających warunkach najlepiej i z całą pewnością odegrały sporą rolę w takich wynikach.
Warto dodać, że przecież mistrzami Polski w tym sezonie zostali Mikołaj Marczyk i Szymon Gospodarczyk. Oni w tym roku również korzystali z opon Michelin. „Miko” niejednokrotnie podkreślał, jak dobrze jeździ mu się na nowym ogumieniu. Tak dobrze, że zapewnił sobie mistrzostwo Polski na jedną rundę przed końcem sezonu.