Cały czas uczymy się siników elektrycznych, które coraz bardziej wchodzą w nasze życie i przestają być tylko egzotyczną ciekawostką. A doświadczenie pokazuje, że kiedy pojawia jakaś nowinka – jak ostatnio elektryczne hulajnogi – to trzeba stworzyć cały szereg zapisów prawnych, które będą pełnić rolę kagańca.
Kierowcy po przesiadce do elektryka uczą się jazdy na nowo
Taki kaganiec może być szykowany dla napędów elektrycznych. Eksperci firmy ubezpieczeniowej AXA przeprowadzili interesujące badania dotyczące wypadków samochodowych z udziałem elektryków.
Częścią raportu jest sondaż, z którego wynika, że co trzeci kierowca planuje w przyszłości przesiąść się do samochodu elektrycznego. Natomiast ci kierowcy, którzy już podróżują elektrykami, mówią, że po przesiadce z samochodu konwencjonalnego musieli całkowicie zmienić swój sposób jazdy. Bo w napędzie elektrycznym maksymalne przyspieszenie jest dostępne natychmiast, a nie jak w spalinowym, dopiero po wkręceniu się na wyższe obroty. W takiej sytuacji, jeśli nie zachowamy maksymalnej ostrożności, dużo łatwiej o kolizję lub wypadek.
Producenci idą na noże! Camaro podkupuje klientów Mustanga, a Jaguar – Tesli
Z badania wynika – i nie jest to niespodzianką – że kierowcom tej ostrożności zazwyczaj brakuje. Raport punktuje, że kierowcy mocnych samochodów elektrycznych, w szczególności SUV-ów, powodują o 40 proc. częściej wypadki, niż ich odpowiednicy w samochodach spalinowych. Dla równowagi trzeba jednak dodać, że w segmencie małych i słabych samochodów, to pojazdy spalinowe częściej biorą udział w wypadkach, więc statystyki poniekąd się wyrównują. Ale to mocne napędy elektryczne są bardziej pociągające, więc pomińmy ten drobiazg i idźmy dalej.
Elektryki okazały się zbyt ciche, okażą się także zbyt szybkie?
Mały przykład: Jaguar I-Pace dysponuje mocą 400 KM i rozpędza się do „setki” w 4,8 s. Mało? To co powiecie na to, że najmocniejszą Teslę Model S rozpędzono do 96 km/h w 2,28 s.? Samochody spalinowe nie mają szans z takimi osiągami, a swoją przewagę mogą pokazać dopiero po przekroczeniu bariery 100 km/h.
Unia Europejska już raz stwierdziła, że samochody elektryczne są zbyt niebezpieczne, ponieważ nie generują hałasu. Z tego powodu wprowadzono obowiązek, aby wszystkie elektryki homologowane w UE były wyposażone w emitery dźwięku, które mają przypominać dźwięk silników spalinowych. Brzmi absurdalnie, ale tylko w ten sposób można ostrzec pieszego lub rowerzystę o zbliżającym się elektryku.
Kolejną nowinką ma być system automatycznego ograniczania prędkości, który również decyzją UE ma się pojawić we wszystkich autach od września 2021 r. Ale to wciąż nie rozwiązuje „problemu” gwałtownego przyspieszania samochodów elektrycznych. Cóż z tego, że samochód zwolni do 30 km/h w momencie, gdy zobaczy takie ograniczenie, skoro zbyt szybkie przyspieszanie może spowodować, że zmieciemy pieszego z powierzchni ziemi podczas niewinnego wyjazdu z miejsca parkingowego?
Oczywiście trochę przesadzam i być może wykazuję brak wiary w umiejętności kierowców. Osobiście nie jestem zwolennikiem nakładania kagańca na silniki elektryczne. Wydaje się jednak, że tylko kwestią czasu jest, aż ktoś z Brukseli zwróci uwagę na ten aspekt i nakaże producentom elektryków nieco „wyhamować”. A wtedy zniknie jedna z najważniejszych cech, która powoduje, że elektromobilność może być fajna.
Publikujemy unikatowy kalendarz. Odlicza czas do… śmierci silników spalinowych