Temat zacznijmy od czegoś innego. W świecie gier rajdowych należy rozgraniczyć tytuły, które mają dać wszystkim zabawę oraz symulatory, które trafią tylko do konkretnej grupy odbiorców. W tej drugiej grupie nieprzerwanie od kilkunastu lat rządzi Richard Burns Rally, zdecydowanie najlepszy symulator rajdowy dla przeciętnego Kowalskiego w historii. W tej drugiej grupie wymieniamy z kolei np. Colina McRae Rally – grę, która podejdzie wszystkim, bo po prostu jest łatwa i prosta w odbiorze.
My jako kibice możemy sobie wybierać, jednak wcielmy się w rolę producenta, wydawcy takiej gry. Dlaczego Richard Burns Rally był tylko jeden i nie produkowano dalszych części, a Colinów było kilka, jeżeli nie kilkanaście? Celowanie w rajdowych fanatyków to niezbyt komercyjne podejście. W RBR-a raczej nie pograsz sobie dla klimatu na strzałkach klawiatury, w Colina już jak najbardziej. Colin to tytuł dla mas, nawet tych niekoniecznie interesujących się rajdami.
Potomkiem Colina jest seria Dirt. Codemasters wypuściło Dirt Rally i wkrótce okazało się, że zrobili pierwszą grę od kilkunastu lat, która jako tako nawiązywała fizyką jazdy do Richarda. Co najlepsze, Dirt Rally jest też tytułem dla mas. Jest nowoczesna, dosyć fajna grafika, dobra muzyka, kapitalne dźwięki samochodów, ciekawy tryb kariery, a jazda nie jest aż tak trudna. Szczególnie, kiedy załączymy sobie jakieś pomoce i kontrole. Dirt Rally trafił do wszystkich, zarówno rajdowych geeków, jak i do zwykłych Kowalskich, którzy po prostu chcieli sobie pograć w „ścigankę”.
W Dirt Rally zachwycało wszystko. Oprócz drobiazgów była przede wszystkim genialna baza, a więc trasy i samochody. W grze mogliśmy się zmierzyć na genialnie odwzorowanych odcinkach specjalnych rajdów: Monte Carlo, Szwecji, Niemiec, Finlandii, Wielkiej Brytanii oraz Grecji. I mówiąc genialnie odwzorowanych mamy na myśli genialnie! Graficy odwalili kawał świetnej roboty i naprawdę w grze da się poczuć klimat tych legendarnych imprez. Samochody? Od starych klasyków, przez potwory z Grupy B, BMW, ośki, Grupę A, aż po te starsze i nowsze wurce. Dodajmy do tego trzy słynne rallycrossowe tory, odpowiednie samochody, czy wyścigi górskie. Dirt Rally był i dalej jest pozycją absolutnie obowiązkową. Pierwszą, która nawiązała do RBR-a fizyką, ale też pierwszą, która przy tym wszystkim trafiała też do mas i była absolutnym hitem na rynku.
No tak, ale później nadeszła pora Dirt 4. Tu już tak kolorowo niestety nie było. Idealnie wyważona równowaga pomiędzy wymagającą fizyką i stroną komercyjną niestety przechyliła się w tę drugą stronę. Dalej mieliśmy rajdy, ale z tych prawdziwych klasyków została tylko Szwecja i Walia. Codemasters przygotowało także trasy w USA, Australii oraz Hiszpanii. Niby ok… ale jednak czegoś brakowało. Pojawiły się też crosskarty oraz dwa nowe tory rallycrossowe. Cieszyć mógł również generator tras rajdowych – mogliśmy się ścigać na niemal nieskończonej liczbie oesów. Skoro to wszystko brzmi tak dobrze, to dlaczego nie było?
26 lutego oficjalnie do sprzedaży wejdzie Dirt Rally 2.0. Prawdopodobnie w grze znów zabraknie samochodów WRC, a pojawią się jedynie R-piątki takie jak m.in. Volkswagen Polo GTI R5, czy Citroen C3 R5. Trasy? Nowa Zelandia, Argentyna, Australia, USA – już te pierwsze cztery lokacje mówią nam, że swoistego klimatu legend znów raczej zabraknie. Będą jeszcze Hiszpania, a co najważniejsze Polska, jednak nie oszukujmy się, taki zestaw „nie ma podejścia” do Walii, Monte Carlo, Finlandii, Niemiec, Grecji i Szwecji z pierwszej odsłony Dirt Rally. W Dirt Rally 2.0 będziemy mieli aż osiem torów rallycrossowych. Może Codemasters kolejną edycję powinno zatem nazwać Dirt Rallycross?
Oczywiście nie twierdzimy, że rallycross jest zły. To kapitalna rozrywka i świetnie się w to gra, ale to jednak gra o rajdach, a tu prawdopodobnie znów poczujemy spory niedosyt. Wszystko to może być naprawione w jeden prosty sposób. Fizyką gry. Nie wiemy jak będzie wyglądał ten aspekt, jak samochody będą się prowadzić. Powiedzmy sobie jednak wprost – może to ma być właśnie tak, jak w Dirt 4?
Może gra ma być prostsza, bardziej komercyjna. Może ma być przeznaczona właśnie dla mas, które będą się nią cieszyć, a nie dla rajdowych geeków z drogimi kierownicami, którzy czekają na genialny symulator, który w końcu pokona RBR-a? Takie podejście twórców wydaje się logiczne i bardzo prawdopodobne. Wszystko to nie zmienia faktu, że wielu z nas po ten tytuł tak czy inaczej sięgnie. Choćby z ciekawości. Przecież w razie czego zawsze pozostaje powrót do pierwotnego Dirt Rally, a dla bardziej wymagających do starego, poczciwego RBR-a.