Oes Tula oznaczał dla zawodników bardzo dobrą, intensywną rozgrzewkę przed resztą dnia. Mierzyli się oni tutaj bowiem z ponad 22 kilometrami trasy, która miała w sobie absolutnie wszystko, było nieco szybciej z hopami, ale było też niesamowicie wąsko, z przejazdami przez jakieś mosty, kiedy zawodnicy nie wbijali wyższego biegu niż trzeci. Co więcej, w nocy na Sardynii pojawił się ulewny deszcz, a przelotne opady mają miejsce do teraz. To sprawia, że jest bardzo ślisko, podstępnie i nie ma miejsca na błędy.
Warunki pogodowe sprawiły, że zawodnicy jadący z przodu nie byli w tak złej sytuacji, jak byłoby to normalnie. Nawet Sebastien Ogier żartobliwie rzucił, że Thierry Neuville musi być chyba lepszym zaklinaczem pogody, bo kiedy on przyjeżdżał tu będąc liderem, to nigdy nie było deszczu. Jeśli chodzi o ten pojedynek na szczycie, to o poranku lepszym był Neuville, który pokonał swojego wielkiego rywala o 2,1 s.
Pierwszym pechowcem rajdu w tych niesamowicie trudnych warunkach został Elfyn Evans. Walijczyk w jednym z zakrętów po prostu zahaczył skały otwartym kołem, co mogło się zakończyć tylko uszkodzonym zawieszeniem. W takiej sytuacji załoga M-Sport Forda musiała się zatrzymać na trasie. Po kilkunastu minutach Brytyjczycy wrócili do jazdy, jednak strata wynosiła już ponad 13 minut.
Kiedy różnice przy okazji pierwszych kilku zawodników były bardzo małe, nagle na mecie pojawił się Andreas Mikkelsen, który dotychczas liderującego Otta Tanaka pokonał aż o 10,4 s! Norweg po prostu powiedział, że dobrze się mu jechało i że nie miał żadnych problemów, jak gdyby nigdy nic. Jak można było się domyślić, tego doskonałego czasu nie poprawił już nikt. Najbliżej, bo na 9,1 s. zbliżył się drugi Mads Ostberg, z kolei trzecie miejsce zajął kolejny reprezentant kraju nordyckiego – Jari-Matti Latvala.