Trasy Rajdu Sardynii w większości są dosyć piaszczyste i spalone śródziemnomorskim słońcem. To szuter, w którym bardzo łatwo tworzą się dziury i ogromne koleiny. Rywalizacja rozpocznie się na torze motocrossowym Ittiri, niedaleko miasta-gospodarza, Alghero. To jednak tylko superoes, na prawdziwe zmagania pora przyjdzie w piątek. Wtedy to zawodnicy pokonają oesy, które w większości są im znane. Jedyną nowością jest tutaj wydłużony oes Tula.
W sobotę na zawodników czeka prawie 150 kilometrów ścigania. Wszystkie oesy są zlokalizowane dosyć blisko siebie, w regionie Monte Acuto. Wszystko zakończy się w niedzielę, na wybrzeżu na północ od Alghero. Tam na zawodników czeka przeprawa zbliżona do tej z Dakaru. Ścigać oni będą się bowiem po drogach na wydmach, które zawsze są jedną z wizytówek tej imprezy.
Najważniejszy oes? Wydaje się, że takim dla kibiców wciąż jest Monte Lerno. Będzie on przejeżdżany w sobotę. To właśnie na nim znajduje się słynna Micky’s Jump, gdzie samochody fruwają niczym na szwedzkim Colin’s Crest. Odcinki Rajdu Sardynii są w większości dosyć szybkie, ale też wąskie, zlokalizowane po środku lasów. Pełno tam drzew, skał i tak naprawdę nie ma miejsca na błąd. Drogi są w większości dobrze utwardzone, jednak pokryte są piaszczystą nawierzchnią. To mówi nam od razu, że podczas drugiej pętli są już bardzo zniszczone.
Górna warstwa jest dosyć śliska, co oczywiście sprawia, że ci, którzy pojadą jako pierwsi, będą tutaj w trudnej sytuacji. Do tego wszystkiego dochodzą jeszcze wysokie temperatury, co z całą pewnością nie ułatwi zawodnikom zadania. Co nowego jest w trasie na tegoroczną edycję? Około 30% oesów, w porównaniu do roku 2017, a kolejnych 25 km pokonywanych jest w przeciwnym kierunku.