Przed rozpoczęciem obecnej kampanii mistrzostw świata czekałem na jakąś zmianę, miałem wielką nadzieję, że pan Neuville nie będzie już kończył rajdów w tak głupi sposób. No bo przecież… rozumiem, gdyby to był dzwon za dzwonem, albo przynajmniej taka sytuacja, jaką oglądamy w przypadku Krisa Meeka. Wtedy można byłoby stwierdzić, że Thierry musi coś zmienić w swoim stylu jazdy. Ale na dobrą sprawę on prawie wszystko robił dobrze – pamiętamy początek ubiegłego sezonu i minimalne, wręcz niemożliwe do wyłapania gołym okiem błędy w Monte Carlo i Szwecji, czy nagłą utratę koła w Niemczech – to wszystko pozbawiło go przecież tytułu mistrza świata.
Miałem wielką nadzieję, że w tym sezonie coś się zmieni i pech zacznie omijać Belga, ale nic z tych rzeczy. Thierry postanowił chyba udowodnić całemu światu, że ma jednak zamiar w dalszym ciągu trzymać wszystkich w nerwach co oes. Już pierwszy w sezonie test Thoard – Sisteron pokazał, że nie będzie łatwo. Neuville przesadził z prędkością o dosłownie kilka km/h i wylądował w śnieżnej bandzie. Wszyscy mieli problemy, każdy zaliczył mniejszy, bądź większy obrót, ale tylko lider Hyundaia utknął w bandzie… przypadek?
A dalej przecież nie było lepiej, tu kapeć, tam pierwszy na drodze, brak pewności, czy spin. Szczęście powróciło to belgijskiej pary w Szwecji. Tam widzieliśmy w końcu dobrą imprezę w ich wykonaniu, bez większych błędów, spokojnie, zwycięsko aż do mety. No ale z jednej strony można było się cieszyć z wygranej, z drugiej z tyłu głowy był już fakt, że w Meksyku Thierry będzie otwierał.
Nie musimy naturalnie mówić, jak bardzo uciążliwe jest odkurzanie trasy całej reszcie. O dobrym wyniku z góry można było zapomnieć… chociaż przypadek Sebastiena Ogiera mówił, że z takiej pozycji można walczyć o podium, ba, nawet o wygraną! Przed startem pierwszego oesu zawodnicy podkreślali jednak, że nie widzieli takiej ilości luźnego szutru od lat. Niestety, było to od razu widoczne po wynikach, bo Thierry zamykał stawkę, a na zakończenie pierwszej pętli w jego samochodzie doszło do usterki silnika. Kierowca nabawił się też w międzyczasie jakiejś tajemniczej kontuzji lewej ręki. Nie musimy tutaj mówić, że kiedy wysiadło wspomaganie kierownicy, to mieliśmy wrażenie, że Belga ktoś tam w środku torturuje. Nowy dzień, nowe szanse? Nic z tych rzeczy. Nie dość, że Neuville kolejny raz otwiera trasę, to jeszcze 800 metrów po starcie dnia Hyundai wjeżdża w waterspash i staje w miejscu na ponad minutę – znów problemy z silnikiem.
Liczba tych wszystkich sytuacji sprawia, że podświadomie mamy gdzieś takie wrażenie, że Thierry nie da rady walczyć o tytuł mistrzowski. Szybkości nikt mu naturalnie nie odmawia, ale ze skutecznością jest o wiele gorzej. Zaskakującym jest fakt, że pomimo wszystkich tych przygód Belg jest na 2. pozycji w klasyfikacji generalnej mistrzostw świata i do pierwszego Sebastiena Ogiera traci zaledwie 4 oczka. Wydaje mi się, że na Korsyce Thierry powinien za wszelką cenę utrzymać Francuza… przed sobą. Wtedy to z dobrej pozycji wystartuje w Argentynie, a Ogier znowu będzie musiał odkurzać. A jak doskonale wiemy, Neuville w Argentynie wygrywać potrafi.
Tagi: WRC, Rajd Meksyku