Według mnie Rajd Meksyku to impreza, która po prostu musi zaskoczyć czymś niesamowitym. Organizatorzy w tym roku odpuścili i nie zaplanowali 80 km odcinka specjalnego. A to była swego czasu dla wszystkich kibiców duża niespodzianka. Wszystkie niezaplanowane sytuacje powinny się więc rozegrać w tabeli z wynikami.
Impreza za oceanem zdecydowanie odpowiada reprezentantom Francji, bo przypomnijmy tylko, że z 13 zorganizowanych edycji zaliczanych do cyklu WRC, Loeb i Ogier wygrywali aż 9 z nich. Składając te fakty do kupy wychodzi, że w Meksyku triumfuje … Sebastien Loeb. Dlaczego? Ponieważ zna tę imprezę doskonale, triumfował tam na milionie odcinków specjalnych i wie jak zwyciężać. Do tego wraca przecież po długiej przerwie, nie jest faworytem a do tego wszyscy będą mu patrzyli na ręce bo wykolegował z samochodu Craiga Breena. Jego zwycięstwo będzie tą „Meksykańską Niespodzianką”.
A jak poradzą sobie etatowi zawodnicy? Czuję, że imprezy nie ukończy Ogier. I to będzie początek drogi na szczyt nowego mistrza. Może zbyt daleko wybiegam w przyszłość, ale spekulacje na tym właśnie polegają. Na podium, oprócz Loeba, znajdzie się jeszcze miejsce dla Tanaka i Neuvilla. W Fordzie najlepiej poradzi sobie Elfyn Evans, ale dla M-Sport Ford World Rally Team to nie będzie udana runda. Brytyjczyk co najwyżej uplasuje się na 5 pozycji.
Tagi: WRC, Rajd Meksyku