Poprawni do bólu

Czy zastanawiacie się kiedy Rajd Meksyku dołączył do Rajdowych Mistrzostw Świata? Śpieszymy z odpowiedzią, stało się to w roku 2004, kiedy to sponsorowana przez piwo Corona impreza była trzecią z szesnastu eliminacji WRC. Kto poradził sobie wtedy najlepiej w okolicach Leon?

Poprawni do bólu
Podaj dalej

1. Corona Rally Mexico 2004 liczył sobie 15 odcinków specjalnych o długości prawie 400 kilometrów. Co ciekawe, tylko jeden oes miał mniej niż 20 km i był to Derramadero – Comanjilla, a jego długość wyniosła 15,42 km. Pozostałe próby oznaczały dla zawodników od 22 do 30 km ścigania. Po kapitalnych występach w Monte Carlo oraz Szwecji wszystko wskazywało na to, że głównym faworytem do zwycięstwa jest Sebastien Loeb. Jak było w rzeczywistości?

Chrapkę na triumf miało więcej zawodników. Na starcie zobaczyliśmy 13 samochodów klasy WRC. Listę otwierał Petter Solberg, który wspólnie z Mikko Hirvonenem reprezentował barwy 555 Subaru WRT. Dalej mieliśmy Sebastiena Loeba z Carlosem Sainzem w Citroenach, Marcusa Gronholma z Harrim Rovanperą w Peugeotach oraz Markko Martina i Francois Duvala w Fordach Focusach RS WRC. Z wielkimi zamiarami do Meksyku jechali też przedstawiciele fabrycznego zespołu Mitsubishi – Gilles Panizzi i Gigi Galli, a nadzieje na dobry wynik mieli prywaciarze – Antony Warmbold, Jussi Valimaki i Luis Perez. Co ciekawe – w rajdzie udział brali też udział Polacy – Tomasz Kuchar i Maciej Wodniak (wycofanie na OS9) jechali Mitsubishi Lancerem Evo VI.

Pierwszy dzień stał pod znakiem walki Sebastiena Loeba i Pettera Solberga. Obaj kierowcy wygrali po 2 odcinki specjalne. Co prawda wynik czasowy z tych czterech prób wskazywałby na to, że liderem jest Solberg, jednak Norweg spóźnił się 7 minut na punkt kontroli czasu i stwierdzono, że korzystał on z niedozwolonej pomocy. Po ponad 5-minutowej karze reprezentant Subaru był już z tyłu, a na czele znajdowali się przedstawiciele francuskiej myśli technologicznej – Loeb, Gronholm i Pons.

W sobotę Solberg powrócił i rozpoczął swoje rządy, jednak do głosu zaczęli dochodzić też Martin i Duval, którzy w swoich Fordach zaczęli kręcić czasy bardzo blisko czołówki. Do nieoczekiwanej sytuacji doszło na OS7 El Gigante – El Zauco 1, gdzie liderujący w imprezie Loeb uszkodził miskę olejową i zmuszony był do wycofania. To sprawiło, że na czele widniał już wtedy Markko Martin. W dalszej części dnia Solberg jechał swój rajd i dawał upust swojej złości z piątku, a za nim toczyła się walka o zwycięstwo w klasyfikacji generalnej. Przed niedzielą wciąż prowadził Martin, który miał przewagę w wysokości 14,4 s nad drugim Sainzem i 18,1 s nad trzecim Duvalem. Reszta była już zdecydowanie z tyłu po wszelakiej maści problemach.

Ostatniego dnia Rajdu Meksyku 2004 Martin zaatakował o poranku, pokazując, że Ford Focus RS WRC jest przygotowany doskonale do tej walki i nie ma zamiaru nikomu oddać zwycięstwa. Taka sytuacja wyraźnie nie podobała się Sainzowi, który wygrał kolejną próbę i zbliżył się do Estończyka na 11,8 s. Decydującym o losach imprezy okazał się być najkrótszy oes – Derramadero – Comanjilla. Tam Sainz stracił grubo ponad minutę i spadł na 3. miejsce w generalce. Wtedy zarówno Martin, jak i Duval nie musieli się już nigdzie śpieszyć. Spokojnym tempem zawodnicy przejechali kolejne oesy i ostatecznie na mecie debiutującego w WRC Rajdu Meksyku zgarnęli dla amerykańskiego producenta dublet.

Rajd Meksyku był dobrym prognostykiem dla Forda przed resztą sezonu. Markko Martin wygrał wtedy jeszcze we Francji i Hiszpanii, co w połączeniu z kilkoma pozycjami na podium dało mu brązowy medal mistrzostw świata, a napędzany umiejętnościami Estończyka i Francois Duvala Ford zajął ostatecznie 2. pozycję w klasyfikacji zespołów, pokonując Subaru, Peugeota i Mitsubishi.

Tagi: WRC, Ford, Rajd Meksyku, Ford Polska, Ford Performance

 

Przeczytaj również