Szukacie taniego samochodu, który przykuwa spojrzenia i dostarcza frajdy z jazdy? Jeśli macie w sobie coś z dużego dziecka, to może zainteresuje Was któryś z poniższych modeli. Ale ostrzegam, że rzeczownik „dziecko” nie jest tutaj przypadkowy, bo trzeba być też trochę niedojrzałym, żeby wiele z tych samochodów kupić. Oto, dlaczego.
Mazda RX-8
Wystarczy spojrzeć na to auto, żeby się w nim zakochać. Niesamowite jest to, że rewelacyjny wygląd RX-8 idzie w parze z nieprzyzwoicie niską ceną. Mazdę można dzisiaj kupić już za kwotę 10 tys. złotych. Szkoda tylko, że awaryjność tego auta – a konkretniej znajdującego się w nim silnika Wankla – obrosła już legendą. Jednostka napędowa lubi spalać olej, a do tego łatwo zalać w niej świece. Naprawy tego ustrojstwa mogą generować bardzo wysokie koszty. Dodatkowo Mazda często prosi się o tankowanie.
Porsche Boxster
Widok Porsche na ulicy zawsze robi wrażenie, a Boxster robi dodatkową robotę dzięki wyglądowi zbliżonemu do 911. Pierwszą generację tego modelu można kupić za około 30 tys. złotych i trzeba przyznać, że za model, który uratował Porsche od zapaści, to dość niewygórowana kwota. Niestety nie jest to model, który słynąłby z bezawaryjności – szczególnie, gdy mowa o dość wiekowej pierwszej generacji. Oprócz napraw mechanicznych, trzeba się liczyć z dodatkowymi usterkami, jak np. przetarciami dachu czy psującymi się klamkami.
Jaguar XJS
Widok zadbanego Jaguara XJS robi wrażenie. Co więcej, ceny tego samochodu, który kojarzy się z furą za milion dolarów, zaczynają się już od 20 tys. zł. Oczywiście taki pojazd będzie daleki od stanu idealnego i na pewno będzie miał sporo lat na karku. Warto w tym miejscu wspomnieć, że XJS był produkowany przez 22 lata! Przeciwnicy powiedzą, że to nieudany następca kultowego E-Type’a, ale nie zmienia to faktu, że każdy Jaguar pozwala skutecznie wyróżnić się na ulicy.
Jaguar X-Type
A jeśli nie XJS, to może X-Type? Samochód ma bardziej współczesny wygląd, również może się pochwalić emblematem drapieżnego kota i jest jeszcze tańszy. Ceny są wręcz nieprzyzwoicie niskie i zaczynają się od 5 tys. zł za 14-letnie egzemplarze! Niestety, obiegowa opinia głosi, że kupno tego auta jest równoznaczne z podpisaniem na siebie wyroku. X-Type ma ogromne problemy z korozją, posiada wadliwe silniki benzynowe i jeszcze gorsze diesle. Kupując najtańszy egzemplarz, trzeba mieć przynajmniej trzy razy tyle w portfelu, żeby dokonać niezbędnych napraw.
Audi TT
Ten samochód ma tyleż zwolenników, co przeciwników. Ale w czasie, gdy ten model miał swoją premierę, każdy po cichu o nim marzył. Dla mnie „tetetka” zawsze będzie jednym z najbardziej wyróżniających się modeli producenta z Ingolstadt. Dziś pierwszą generację sportowego coupe można kupić za 10-15 tys. zł. Oczywiście samochód będzie wymagał sporych napraw, ale tutaj zaletą jest fakt, że to model bazujący na podzespołach VW Golfa i Skody Octavi, więc z częściami nie ma większego problemu. Dodatkowo śmiem wątpić, że ceny za TT będą dalej maleć, ponieważ model ten nie będzie dłużej produkowany.
Nissan 350 Z
Każdy, kto marzy o Nissanie GTR, może zwrócić uwagę na model 350 Z. Jest zdecydowanie tańszy, a daje sporo frajdy. Przyznam, że sam przez długo chorowałem na ten samochód. Zetka posiada dwa miejsca, napęd na tył i ponad 280 koni. Sylwetka do dziś robi wrażenie i uważam, że jeszcze długo się nie zestarzeje. Ceny egzemplarzy z 2003 r. potrafią kosztować mniej niż 30 tys. zł. Nissan ma też niezłą opinię jeśli chodzi o niezawodność. Wadą są wysokie koszty eksploatacji (wolnossące 3,5 litra mało nie pali), kiepska ergonomia (wspomniane dwa miejsca) i słaba jakość materiałów wewnątrz.
Volkswagen Phaeton
Jeśli chcecie dopiec Januszowi z Passata, to kupujecie czterodrzwiową limuzynę, której nazwa odnosi się do imienia syna boga słońca Heliosa. Kiedy Volkswagen Phaeton opuszczał fabryki, miał być konkurentem dla limuzyn produkowanych przez Mercedesa, Audi czy BMW. I przegrał tę rywalizację, bo mało kto chciał płacić złotem za samochód z logiem VW. Dzisiaj 15-letnie Phaetony można znaleźć na portalach ogłoszeniowych za 20-30 tys. zł. Co ciekawe, samochód ten nigdy nie dorobił się łatki „awaryjnego”. Ale z drugiej strony, jego mała popularność przekłada się na małą liczbę części zamiennych. Z kolei silniki najtańszych egzemplarzy mają takie przebiegi, jakby ktoś tymi autami okrążał równik.
Na tym kończę wyliczankę, choć na pewno znalazłoby się jeszcze wiele prestiżowych samochodów, które można kupić „za grosze”. Problem z najtańszymi egzemplarzami jest jednak taki, że cieszymy się z nich bardziej w dniu sprzedaży, niż w dniu zakupu.
11 samochodów, które znikają na zawsze. Nie będzie dalszej produkcji tych modeli