Toyoty są w tegorocznym wyścigu 24 heures du Mans bezsprzecznie najlepsze. Ale czy to kogokolwiek dziwi? Wydaje się, że nie. Przecież to jedyna fabryczna ekipa w stawce, jedyna z technologią hybrydową i już podczas pierwszej rundy na belgijskim Spa-Francorchamps wiedzieliśmy, jak wielka jest przewaga Fernando Alonso i kolegów jeżdżących dla japońskiego producenta nad całą resztą.
Na wirtualnym podium wciąż plasuje się zespół SMP Racing, gdzie za kierownicą BR Engeneering BR1 – AER zasiada Matevos Isaakyan. Prototyp z numerem 17 od samego początku wyścigu toczy walkę z Rebellionem z numerem 3. Tam jedzie teraz Gustavo Menezes. Wielkich zmian nie obserwujemy także w LMP2. Tam w dalszym ciągu na prowadzeniu zespół G-Drive Racing, drugi jest Signatech Alpine Matmut, podium kompletuje Panis Barthez Competition. Za kierownicami dla tych zespołów siedzą odpowiednio Roman Rusinov, Pierre Thiriet oraz Timothe Buret.
Około godziny 20:50 w wypadek zamieszany był Juan Pablo Montoya i na torze wprowadzono dosyć szeroką slow zone. To wprowadziło nam lekkie przetasowania, ale po chwili live timing działał już dobrze i wiedzieliśmy na pewno, co dzieje się także w klasach GT. W tej Pro od dłuższego czasu na prowadzeniu znajduje się „różowy prosiaczek” – Porsche 911 RSR, za kierownicą którego zasiada Michael Christensen. Co ciekawe, drugie miejsce zajmuje już Martin Tomczyk w BMW M8 GTE, zaś podium kompletuje kolejne Porsche 911 RSR, to z numerem 93, gdzie w fotelu kierowcy mamy Patricka Pileta.
Jeśli chodzi o LM GTE Am, to tam bez zmian, na prowadzeniu mamy zespół Dempsey – Proton Racing z Christianem Riedem za kierownicą Porsche 911 RSR, a pierwszą trójkę kompletują Jorg Bergmeister i Francesco Castellacci. Oni podróżują odpowiednio 911 RSR oraz Ferrari F488 GTE.